- Tak - pakowałam ostatnie rzeczy do walizki - Dawno jej nie odwiedzałam, poza tym, chcę od tego wszystkiego odpocząć...
- Rozumiem - podszedł do mnie i, jakby niepewnie, przytulił mnie - Ale wrócisz tu, tak?
- Mam zamiar, Harry. Ale potrzebuję czasu.
- Dam Ci go tyle, ile będziesz potrzebowała - zacisnęłam dłonie na jego koszulce i zaciągnęłam się jego zapachem. Boże, jak on pięknie pachniał... Nie, nie wytrzymam bez niego.
- Harry, jedź ze mną.
- Co?
- Jedź ze mną do Littlehampton.
- Jesteś pewna? - pokiwałam głową i wzruszyłam ramionami.
- Chyba, że nie chcesz ze mną... - naparł swoimi ustami na moje i wplątał dłoń w moje włosy. Odsunął się ode mnie dopiero po kilku minutach.
- Nawet nie kończ. Pójdę się spakować. - poszedł na górę, a ja wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Vic. Bardzo się o nią martwiłam. Niestety, nie odebrała. Chyba po raz setny słyszałam tylko automatyczną sekretarkę...
* * *
Patrzyłam przez szybę na znajome widoki nabrzeża. Ostatni raz byłam tu z mamą. Teraz w samochodzie siedział obok mnie mężczyzna mojego życia, który prawdopodobnie powstrzymał mnie przed samobójstwem, które popełniłabym z powodu romansu mojego ojca z moją najlepszą przyjaciółką. Ja pierdolę, moje życie jest nieźle pojebane.
Zaparkowaliśmy pod domem mojej babci i chyba po raz pierwszy, odkąd wyjechaliśmy, spojrzałam na Harry'ego. Z chłopięcym uśmiechem patrzył na dom z białej cegły. Ujęłam jego dłoń i patrzyłam, jak powoli splata nasze palce. Mój jedyny. Mój Harry.
* * *
- Babciu, zostaw go wreszcie! - jęknęłam, gdy z przerażeniem stwierdziłam, że wmusza w niego już chyba trzecią porcję obiadu. Harry tylko się śmiał, patrząc na moją babcię, gdy pomimo moich nalegań znów nałożyła mu jedzenie. Jak on w sobie tyle mieści?!
- Już, ostatnia porcja. Ale zjedz, dobrze? Musisz przytyć, Harry.
- Zapamiętam. - spojrzał na mnie. Był tak bardzo wesoły, tak... Tak inny, ale jednocześnie ten sam.
- Muszę się przewietrzyć... - powiedziałam i szybko wstałam od stołu, po czym szybko wyszłam do ogrodu, ignorując nawoływanie z jadalni.
Usiadłam na huśtawce i zaczęłam intensywnie myśleć. Znowu. Jak to będzie wyglądało po zmianach, czy będę mogła swobodnie wychodzić z domu, bez tych kontroli...
Czy wreszcie będę szczęśliwa.
*** Oczami Harry'ego ***
Podszedłem do niej niepewnie od tyłu i położyłem dłonie na jej biodrach. Musiała wiedzieć, że przyszedłem, bo nawet nie drgnęła. Upewniwszy się, że jej babcia nie podgląda nas przez okno, zacząłem delikatnie muskać ustami jej szyję. Moja mała Doll... Zaciągnąłem się jej zapachem, pachniała tak ślicznie. Zamruczała cicho, gdy zrobiłem jej małą malinkę.
- Chodźmy do środka, bo zaczęło padać - zaśmiała się,a ja tylko jęknąłem cicho, ale ująłem jej drobną dłoń. Czułem się dziwnie, gdy zdecydowałem się wycofać z większości zasad. Ale chciałem ją uszczęśliwiać, bo jej szczęście było moim szczęściem. Dobrze, że zrozumiałem to zanim doszło do tragedii. Gdy patrzyłem, jak z uśmiechem bawi się z królikiem swojej jedynej bliskiej osoby, widziałem, że to ja chcę być powodem jej uśmiechu, już zawsze. I wtedy padło pytanie, które mogło i na pewno zakłóci jej szczęście.
- Harry... Co się w zasadzie dzieje z Vic? - przełknąłem głośno ślinę i ująłem jej dłoń. Musiała wiedzieć.
*** Oczami Victorie ***
Leżałam w jego apartamencie. Znowu. Spośród wszystkiego, co się działo dookoła mnie rejestrowałam tylko to wkurwiające pikanie jakiejś maszyny i przerażoną pielęgniarkę, która miała być moją opieką domową. Gdy po raz setny chciała poprawić mi poduszkę, nie wytrzymałam.
- WYPIERDALAJ. STĄD. - warknęłam i odepchnęłam jej rękę. Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Pan Malik powiedział... - parsknęłam głośnym śmiechem i drżącą dłonią przeczesałam włosy.
- Mam w dupie to, co powiedział "pan Malik". Masz stąd w tej chwili wypierdalać, bo kiedy będę musiała się znów powtórzyć, możesz nie wyjść z tego cało. - pośpiesznie pokiwała głową i otworzyła drzwi, ale zamiast dostać się na upragnioną wolność zderzyła się ze spiętym ciałem Zayna. Wszedł do pokoju. Zaczęłam drżeć na całym ciele. Nieee, nie ze strachu. Ze złości. Przepuścił dziewczynę w drzwiach i zamknął je za sobą, po czym oparł się o nie plecami i uważnie lustrował mnie wzrokiem.
- Nie pozwalaj sobie, Victorie. - był cholernie chłodny, nieprzyzwoicie zdystansowany. I pomimo wszystkiego, co się stało, nie mogłam patrzeć na niego obojętnie. To jemu się oddałam. To jego zapach kochałam. Ale czy kochałam jego? Zimne, miodowe oczy utkwione w moich uświadomiły mi, że są rzeczy, których się nie zapomina. TEGO mu nie zapomnę.
- Znudziłeś się mną dość szybko. Pomimo tego, jaki jesteś, obstawiałam zainteresowanie dłuższe, niż do czasu, gdy w końcu się z tobą przespałam. - jego twarz stężała, zacisnął dłonie w pięści i stanął niebezpiecznie blisko mnie, ale nie poruszyłam się. Nie mógł zrobić mi już nic gorszego.
- Zamilcz. Love. Natychmiast. - wycedził. Zerwałam się na równe nogi, moim ciałem wstrząsnął dobrze znany mi dreszcz, po raz setny dzisiaj zanosiłam się płaczem. Próbowałam go uderzyć, ale mocno trzymał moje oba nadgarstki jedną dłonią - SPOKÓJ - przydusił mnie do ściany i unieruchomił.
- Zabij mnie - szepnęłam i spojrzałam mu w oczy, rozchylając wargi, próbując zaczerpnąć oddech.
- Nie zrobię tego.
- Będziesz mnie torturował? Każda minuta w twoim otoczeniu to ból. Tylko i wyłącznie ból - patrzył na mnie uważnie.
- Jesteś moja, Victorie. Jeżeli ja nie mogę cię mieć, nikt nie ma tego prawa. - wreszcie go odepchnęłam. Zacisnęłam dłonie w pięści i poczułam, jak paznokcie przebijają mi skórę. Mógł mnie pobić.Uderzył mnie nie raz, ale nie miał żadnego prawa do tego, co stało się u Harry'ego. Miałam ochotę krzyczeć. Powiedzieć mu to wszystko, co czułam, odkąd dowiedziałam się o ciąży. Odkąd zrozumiałam, że chcę być jego. Przejść przez to i powiedzieć, co czuję teraz, ale nie potrafiłam się na to zdobyć. Potrafiłam wypowiedzieć tylko kilka słów. Słów, które od kilku dni sprawiały, że noc w noc budziłam się z krzykiem i płaczem. Miałam drżący głos, a w oczach palące łzy.
- Dlaczego zabiłeś nasze dziecko, Zayn?