piątek, 28 marca 2014

Rozdział 23 - Help me

*** Oczami Scarleth ***

Otworzyłam oczy i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było zamknięcie ich z powrotem. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Czy ja mam, kurwa, kaca? Co? Jęknęłam cicho i przewróciłam się na bok, dłonią próbując odnaleźć drugie 36,6 stopnia Celsjusza obok siebie, bezskutecznie jednak. Harry'ego tu nie było. I dobrze. Mimo wszystko, wciąż miałam mętlik w głowie. Powoli wstałam i ignorując ból pleców oraz tyłka weszłam do łazienki. Nie wiedziałam, czy mogłam kąpać się z tymi bandażami, ale nie chciałam dzwonić do Victorie. Po pierwsze dlatego, że nie wiedziałam, która godzina, a po drugie, mogła ledwo się ruszać. Domyślam się, że Zayn dał jej nauczkę za nieposłuszeństwo. Westchnęłam głośno i stanęłam pod prysznicem, wcześniej decydując się zdjąć ten bandaż z pleców. Gdy tylko spłynęła po nich ciepła woda, miałam ochotę krzyknąć, ale w dobrym momencie przygryzłam wargę. Po godzinie, odprężona i już mniej obolała, wyszłam spod prysznica i opatuliłam się ręcznikiem. Przelotnie spojrzałam w lustro, ale to, co zobaczyłam, tylko mnie
zmartwiło. Gdzie się podziała dziewczyna, którą byłam jeszcze kilka miesięcy temu? Gdzie się podziała wojowniczka tak bardzo pragnąca wolności i niezależności? Dlaczego w zasadzie tu byłam? Nie minęła nawet sekunda, gdy odpowiedziałam sobie na to pytanie, a na moje usta wkradł się drobny, ciepły uśmiech. Harry. Mój ukochany - Harry.

* * *

Zeszłam do kuchni. Jakiś cudowny zapach nieprzyzwoicie wyostrzył mój apetyt na tyle, że byłabym w stanie zjeść zawartość całej lodówki. Niezależnie od jej zawartości zresztą. Stanęłam przy blacie i rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem mojego prywatnego kucharza, a od zeszłej nocy również własnej dziwki. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Kogoś szukasz? - pisnęłam i szybko odwróciłam się. Za ten uśmieszek jeszcze mi zapłaci. - Przestraszyłem cię?
- Nie, wcale! - zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję. Nie miał koszulki, do tego z tym swoim nieładem na głowie wyglądał jak ciastko. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że byłam bardzo, ale to bardzo głodna, chociaż bardziej jego, niż jedzenia.
- Widzę, że humorek dopisuje? - mruknął i jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie. O dziwo, nawet tego nie poczułam, ale gdy zachłannie wpił się w moje usta... Cóż, to ciężko było przeoczyć. Z zachwytem oddałam pocałunek i wplątałam palce w jego włosy, poczułam, jak kąciki jego ust się podnoszą. Oderwałam się od niego akurat, gdy chciał mnie podnieść.
- Zrób mi naleśniki, co? - zachichotałam i pocałowałam go w policzek, na co tylko wywrócił oczami.
- A ty co będziesz w tym czasie robić? - wyplątałam się z jego objęć i zabrałam mu telefon z tylnej kieszeni spodni. Patrzył na mnie zdziwiony. Nie dziwię się.
- Zadzwonię do Vic. Muszę z nią pogadać... - czy mi się wydaje, czy on właśnie odetchnął z ulgą?
- Leć, Malutka. - jestem cała w skowronkach. Chyba zacznę częściej pić, bycie na lekkim kacu zdecydowanie mi służy. Wyszłam z kuchni do ogrodu  i wybrałam numer dziewczyny. Odebrała akurat, gdy miałam się rozłączać.
- Vic, hej, ja...
- Poczekaj. - szepnęła. Po szeleście wywnioskowałam,  że wymyka się z łóżka. Znając temperament Zayna, nieźle ryzykowała - Ok, jestem. Coś się dzieje?
- Nie, dlaczego? - odetchnęła głęboko i po chwili usłyszałam jej cichy śmiech.
- Tak zapytałam... Jak plecy? - ugh, zawsze jest taka konkretna...
- Trochę piekło przy prysznicu, ale już jest ok, dzięki. - musiała wyczuć coś w moim głosie, bo natychmiast mi przerwała.
- Wybaczyłaś mu. - whoa, dobra jest.
- Tak. To dziwne, wiem. - usłyszałam, jak nabrała powietrza w płuca.
- Mogę temu zaprzeczać, ale cię rozumiem. Nawet nie wiesz, jak bardzo...
- Victorie. - chłodny głos Zayna, który usłyszałam w słuchawce sprawił, że moja przyjaciółka wstrzymała oddech. Oczyma wyobraźni już widziałam, jak przygryza dolną wargę i jak strach powoli pojawia się w jej tęczówkach.
- Vic? - szepnęłam, zaciskając palce na komórce. Z początku milczała, próbując uspokoić oddech, ale dała sobie spokój. Po dłuższej chwili cichym i drżącym głosem wróciła do mnie.
- Ja chyba... Chyba muszę kończyć. Trzymaj się. - nie zdążyłam nawet nabrać powietrza w płuca, a już się rozłączyła. Powoli odsunęłam telefon od ucha i zamknęłam oczy, chcąc zatrzymać zawroty głowy i ten dziwny ścisk w żołądku. Cholera.

*** Oczami Victorie ***

- Z kim rozmawiałaś? - głośno przełknęłam ślinę i przeniosłam wzrok, który jeszcze niedawno utkwiłam w jego twarzy, na jego ramiona. Oczy pełne chłodu nie były czymś, z czym dałabym radę się teraz zmierzyć.
- Ze Scarleth. - sztuczny, ironiczny uśmiech. Sekunda. Krok. Odległość między nami. Milimetry. Jego dłoń spokojnie spoczywająca na moim policzku. Paraliżujący strach.
- Dlaczego ci nie wierzę? - nachylił się i szeptał do mojego ucha, podczas gdy opuszkami palców wciąż leniwie gładził mój policzek. - Bo nie umiesz kłamać, Love. - poczułam, jak uginają się pode mną nogi.
-Nie kłamię, Zayn - szepnęłam bliska płaczu, głos mi się łamał, z każdą chwilą będąc coraz bardziej przytłoczoną otaczającym go zapachem. Bo mimo, że zapach jego skóry sprawiał, że nie chciałam czuć żadnego innego, to mroczna aura, która zawsze go otaczała, zabijała mnie.
- Cii... - położył mi palec na ustach, swoimi wargami finezyjnie musnął moje czoło, zadrżałam - Kłamiesz... Mam cię przerżnąć tak, żebyś nie była w stanie chodzić przez następny tydzień? - otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie się odsunęłam. Już wiedziałam.
- Niezależnie od tego, co powiem i tak skończyłoby się tak samo, mam rację? Ty nie chcesz prawdy. Chcesz swojego spełnienia kosztem mojego strachu i bólu. - ośmieliłam się podnieść głowę. Uśmiechnął się, oblizał wargi, a w jego miodowych tęczówkach dostrzegłam coś jeszcze. Chore pożądanie. Cmoknął z aprobatą i przeniósł wzrok na mój obojczyk.
- Rozgryzłaś mnie, Love - przycisnął mnie do ściany, mocno wbijając przy tym palce w moje biodro i kark. Wstrzymałam oddech i znów zamknęłam oczy, odcinając łzom drogę ucieczki. Nie dam mu tej satysfakcji. To znaczy, tak myślałam, dopóki jego dłonie nie znalazły się pod moją koszulką.
- Zayn, proszę, n-nie. - pierwsza słona kropla spłynęła po mojej bladej twarzy i rozprysła się na jego ramieniu.
- Taka niewinna... - jego usta i zęby na mojej szyi utrudniały duchową ucieczkę, ssąc i przygryzając moją skórę mówiły o tym, co się zaraz stanie. Próbowałam go odepchnąć, ale na próbach się skończyło. - Możesz usiłować się bronić, ale obiecuję, że zaboli bardziej.

*** Oczami Scarleth ***

- Scar, Malutka, zrobiłem ci... - zobaczył moją minę w jednej chwili znalazł się przy mnie.
- Naleśniki? - dokończyłam za niego, bo nie chciałam, żeby był na mnie zły. Chciałam udawać, że wszystko jest w porządku, ale zdradził mnie mój łamiący się głos.
- Co się dzieje, Scarleth? - rozpocząć to, czy nie...? Jestem jej to winna.
- Boję się o Vic - było tak, jak myślałam. Odsunął się ode mnie i zesztywniał.
- Nie mam wpływu na to, co robi Zayn.
- Harry, ja wiem, ale... - uciszył mnie gestem i podsunął pod nos talerz z jedzeniem.
- Koniec tematu, Doll. Jedz. Musisz mieć siły na spotkanie z ojcem . - pocałował mnie w czoło i wyszedł, zostawiając mnie samą. Wiedziałam, że tylko go zdenerwuję. Ale z drugiej strony, spotkanie z tatusiem... Mam pozwolenie na zobaczenie się z nim. Może jednak jeszcze może być lepiej.

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 22 - Pain

- Hazz
- Milcz. - rozpiął pasek od spodni i powoli go zdjął. Złożył go na pół w ręce i spojrzał na mnie.
- Na górę. - warknął i poszedł pierwszy. W moim gardle uformowała się jakaś dziwna kulka. To chyba ze strachu. Poszłam powoli po schodach. - Długo mam czekać ?! - wbiegłam na górę i poszłam do sypialni. - Połóż się na brzuchu.
- Co ty chcesz zrobić ?
- Zamknij się.
- Harry przecież - uderzył mnie w twarz. Poczułam palące łzy na policzkach. Położył mnie na łóżku i uderzył pasem pierwszy raz.
- Powiedziałem zamilcz, nie posłuchałaś ! - kolejne uderzenie - Powiedziałem, że jesteś moja i nikt nas nie rozdzieli. Nie posłuchałaś ! - uderzył mnie mocniej więc jęknęłam z bólu. Wymieniał wymyślone sytuacje, a ja za każdym razem obrywałam pasem. Już nawet nie płakałam. Kiedy wreszcie skończył piekły mnie plecy i tyłek. Koszulkę miałam porwaną, a plecy całe w śladach po uderzeniach. Nie byłam w stanie się poruszyć. Chciałam do kogoś zadzwonić, ale on by mnie wtedy zabił więc po prostu leżałam tam umierając.
Usłyszałam jak on wchodzi do pokoju. Zadrżałam ze strachu, ale on usiadł na skraju łóżka i rozciął moją koszulkę. Jego delikatne ręce błądziły po moich ranach.. Sprawiało mi to ból, ale nic nie powiedziałam. Pocałował delikatnie miejsce gdzie najbardziej mnie bolało, a po chwili obłożył moje plecy lodem. Głaskał mnie delikatnie po głowie. Zasłużyłam.
- Coś ty jej zrobił ?! - uniosłam się na łokciu i spojrzałam na przerażoną Victorie.
- Vic wyjdź. - Zayn stanął przed nią, a Harry spojrzał na mnie smutno. Nie mam zamiaru się do niego odezwać.
- Nie wyjdę ! Ona krwawi ! On ją skatował zob - usłyszałam charakterystyczny plask. Taki sam jak niedawno rozległ się po pomieszczeniu kiedy ręka Harry'ego zderzyła się z moim policzkiem.
- Scarleth..- odwróciłam od niego wzrok. Nie chcę z nim rozmawiać. - Doll.. Przepraszam..
- Przepraszasz ?
- Tak.. Ja musiałem.. To wszystko wyszło spod kontroli ty zachowywałaś się tak dziwnie..Przecież wiesz, że Cie kocham..
- Zostaw mnie z Victorie..
- Myszko powinienem być przy Tobie..
- Już wystarczająco dzisiaj zrobiłeś Harry.
- Kochanie
- Proszę Cie.. Zostaw mnie z Victorie. Nie chcę teraz na Ciebie patrzeć.
- Kocham Cie.. - pocałował mnie w skroń i razem z Zaynem wyszli. Dziewczyna opadła obok mnie na kolana i patrzyła na moje plecy.
- Co on Ci zrobił ?
- Zlał mnie pasem..- otworzyła usta ze zdziwienia i zdjęła ze mnie lód.
- Boże.. - jęknęła. - Gdzie jest apteczka ?
- W łazience. - na chwilę zostałam sama. Właśnie zaliczam pyszny ból dupy bo boli mnie dupa.
- Victorie ?
- Tak ?
- Weź maść na ból dupy !
- Dla Harry'ego ?
- Nie, dla mnie. Dupa mnie boli. - wybuchnęłyśmy śmiechem. Zrobiła mi opatrunek i pomogła wstać. Skrzywiłam się lekko.
- I jak ?
- Może być.. - zeszłyśmy na dół. Harry siedział na kanapie, twarz ukrył w dłoniach. Usiadłam delikatnie obok niego, a on uniósł wzrok. Miałam na sobie jedną z jego koszulek. Tyłek aż tak nie bolał.. Gorzej plecy.
- Kochanie.. - wyciągnął do mnie dłoń, a ja podałam mu swoją. - Wybaczysz mi prawda ?
- Tak.
- Naprawdę przepraszam. Mogę Cie pocałować ? - kiwnęłam głową. Pocałował mnie delikatnie w policzek, a potem zsunął do moich ust. Przygryzł delikatnie moją wargę po czym jego język delikatnie wsunął się w moje usta.
- Kocham Cie.. - szepnął i dał mi jeszcze krótkiego buziaka. Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Bolały mnie plecy, ale on mnie ostrzegał. Zrobił to co musiał.


*** Oczami Harry'ego ***

Nie chciałem jej skrzywdzić, ale ja nie mogłem pozwolić jej wejść mi na głowę. Musiałem jej pokazać kto rządzi. Nie była na mnie zła. Była bardziej.. przygnębiona. Smyrałem ją loczkami po policzku na siłę wywołując jej uśmiech.
- My będziemy wychodzić. - Zayn wział Victorie za rękę i wyciągnął z domu,  a ja poszedłem zamknąć drzwi.
- Chcesz coś zjeść ? - zapytałem Scar. Pokręciła przecząco głową, a ja kucnąłem przed nią.
- Jesteś na mnie zła ? - znów zaprzeczyła. - Myszko co ja mam zrobić ? - wzruszyła ramionami. - Możesz jutro spotkać się z tatą.
- Mogę ?
- Możesz.  - uśmiechnęła się. - Zjesz coś prawda ?
- Mogę coś zjeść.
- Chodź..- pomogłem jej wstać i zaprowadziłem do kuchni. Usiadła na wysokim krześle barowym i kręciła się pijąc drinka, którego jej zrobiłem.
- Harry ?
- Tak ?
- Zrobisz coś dla mnie ?
- Wszystko.
- Zdejmij koszulkę. - zaśmiałem się i podszedłem do niej.
- Mam Ci zrobić striptiz ?
- Tak ! Ale najpierw kolację i więcej drinków. - pocałowałem ją namiętnie.
- Ale coś za coś skarbie. Jak ja się rozbieram to ty też.- zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli nie odrywając się od moich ust. Zsunęła ją z moich ramion i oderwała ode mnie.
- Zadowolona ?
- Teraz proszę moje drinki i kolację. - zaśmiałem się i pocałowałem ja w czoło. Chwilę później postawiłem przed nią sałatkę z owoców morza i zacząłem przygotowywać drinki. Zjadła wszystko, a ja podałem jej drinka.
- Rozbieraj się.. - mruknęła zanurzając w nim usta. Nie wierzę, że to robię. Włączyłem radio ( https://www.youtube.com/watch?v=Qc9c12q3mrc ) i zacząłem się wydurniać ściągając z siebie powoli ubrania. Zostałem tylko w bokserkach kiedy mnie zatrzymała. Śmiejąc się zeszła z krzesła i podeszła do mnie roześmiana.
- Moja dziwka. - cmoknęła mnie w usta ciągle się śmiejąc.
- Jak Ty mnie nazwałaś ? - przyciągnąłem ją do siebie z uśmiech.
- Moja dziwka.. - powtórzyła całując  mnie namiętnie.
- Kocham Cie skarbie.
- Ja Ciebie też Harry. Ale ubierz się już.
- Myślałem, że ty się rozbierzesz.
- Nie dzisiaj..
- A kiedy ? - jest lekko podpita, mogę ją wypytać.
- Jak przestaną boleć mnie plecy kochanie.. - pocałowała mnie kolejny raz.
- Wiesz.. Możemy nie angażować w to Twoich pleców.. - objąłem dłońmi jej piersi powodując u niej jęknięcie. Przyciągnąłem ją w pocałunku.
- Harry nie.. - odsunęła się. Kurwa.
- Kochanie, ale obiecujesz, że jak zagoją się plecy to to zrobimy ?
- Obiecuję.. - pocałowałem ją i zaniosłem do sypialni. Ułożyłem na swoim torsie jak lalkę.
- Śpij skarbie. Kocham Cie.
- Ja Ciebie też Harry..


Jest 22 rozdział ode mnie :)

czytasz = komentuj / Horanowa.;) 

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 21 - My choice is...

*** Oczami Scarleth ***
Patrzyłam rozdarta na dwóch mężczyzn wpatrzonych we mnie z uwagą, a ja nawet nie ważyłam się oddychać.
Toczyła się we mnie wewnętrzna walka.
Z jednej strony miałam Harry'eggo. Porywczego i nieprzewidywalnego, ale kochającego chłopaka, który zaopiekował się mną tak, jak mój własny ojciec nie potrafił. Kochałam go? Tak, na pewno, jest dla mnie wszystkim. Kocham jego oczy, włosy, zapach skóry, charakter, to, w jaki sposób mnie rozśmiesza, czy doprowadza do szału. Spędziłam i nadal spędzam z nim najlepsze chwile w moim życiu, mimo tego, że
zdarzały się potknięcia, problemy...
Ale z drugiej strony pojawił się mój tatuś. Despota, arogant, egoista, lubiący wysługiwać się innymi manipulator. To znaczy, od śmierci mamy. Wcześniej... Pamiętam to, że się mną interesował, spędzał czas, zajmował, rozmawiał. To zniknęło dopiero później. Byłabym głupia i oszukiwałabym siebie, gdybym mówiła, że nie chcę do tego wrócić. Tęskniłam za nim, był jedyną rodziną, jaka mi pozostała i, chcąc, nie chcąc, kochałam go.
Gdy znów na nich spojrzałam już wiedziałam.
Wzięłam jeden, głęboki oddech.
- Ja... - drzwi otworzyły się z hukiem. Podobnie jak Harry i mój ojciec, obróciłam głowę w stronę wejścia i natychmiast spuściłam wzrok. Do pomieszczenia szybkim krokiem wszedł Zayn, ciągnąc za ramię przerażoną Victorie. W jego oczach przez ten ułamek sekundy zdążyłam zobaczyć furię, oczy dziewczyny były opuchnięte i pełne strachu.
- Jestem - warknął i dość brutalnie usadził Shade na kanapie - Ty masz milczeć. Dobrze ci radzę. - pokiwała szybko głową i ukryła twarz w dłoniach. Jego lodowate spojrzenie nie stopniało ani trochę.
- Dobrze, że jesteś. Mam zabezpieczenie, gdyby próbował coś odwalić. - powiedział Harry i skrzyżował ręce na piersi.
- Scar, kochana - mój tato mówił do mnie z takim błaganiem w głosie... - Powiedz to, już.
- Ja...
- Scarleth.
- Daj jej mówić, Styles.
- Nie przeginaj...
- DOŚĆ! - krzyknęłam - I tak jest mi ciężko, nie pomagacie, tylko doprowadzacie mnie do szału.
- Przepraszam skarbie. - usta Hazzy na moim policzku mnie uspokoiły. Mój ojciec tylko westchnął. To był czas decyzji, chciałam mieć to z głowy.
- Więc...

*** Oczami Harry'eggo ***
- Zostaję z tobą, Harry. - miałem ochotę skakać po pokoju, pokazać środkowy palec jej ojcu i kazać mu wypierdalać z naszego życia, ale zanim zdążyłem choćby się uśmiechnąć, pokrzyżowała moje plany - Ale mam warunki. - zacisnąłem dłonie w pięści i spojrzałem na nią pozornie spokojnie.
- Jakie warunki, kochanie? - Styles, ogarnij tą złość w głosie, została z tobą, powinieneś się cieszyć, idioto.
-Mogę spotykać się z tatą kiedy będę chciała i nie masz prawa mi zabronić. - widziałem kpiący uśmieszek na twarzy Zayna i miałem ochotę mu przyjebać, ale nie chciałem być dla Scarleth taki, jak on dla Victorie. Nie chciałem, żeby moja malutka Scar bała się spojrzeć mi w oczy.
- Scarleth...
- Harry, proszę.
- Nie.
- Harry! - krzyknęła, a w jej oczach zobaczyłem łzy. Przymknąłem powieki. Wiedziałem, że muszę ustąpić.
- Dobrze, Doll. Wygrałaś - objąłem ją i głęboko oddychałem. Niepostrzeżenie drobny uśmiech wkradł się na moją twarz. Uwielbiam jej temperament.
- Skarbie, przecież możesz mieszkać u mnie...
- Tatuś, zdecydowałam już.
- Jesteś pewna? - Danell westchnął i rozłożył ramiona, w które Scarleth natychmiast wpadła. Wkurzyłem się.
- Jestem jeszcze potrzebny, Harry? - cichy pomruk Zayna wyrwał mnie z zamyślenia.
- Hm? Nie, jednak jest ok.  Przepraszam, że musiałeś się fatygować, myślałem, że coś mu odwali. - podałem Mulatowi rękę, po czym spojrzałem na drobną brunetkę i uśmiechnąłem się pocieszająco. Wiem, że będzie miała cholernie ciężko. - Mogę się do niej odezwać, Zayn? - chłopak niepewnie pokiwał głową i władczo przyciągnął Shade do swojego boku. - Pa, Victorie. - delikatnie uniosła kąciki ust i wyszła, nawet nie ośmielając się spojrzeć na Malika, który jak cień poszedł za nią.
Zostałem sam ze Scar i jej ojcem. Zapowiadała się miła, rodzinna pogawędka.

*** Oczami Scarleth ***
Jedliśmy kolację i pierwszy raz od wielu lat szczerze rozmawialiśmy. Mój tatuś naprawdę chciał zaskarbić sobie moją przychylność, zależało mu na mnie. Harry milczał, patrzył to na mnie, to na mojego ojca.
Wybiła 21.
- Będę lecieć, skarbie - mój tato wstał od stołu i pocałował mój policzek - Możemy spotkać się jutro, jeżeli chcesz. Zabiorę cię za miasto, pojedziemy do stadniny. Kiedyś tak lubiłaś jeździć konno... - uśmiechnęłam się na wspomnienie licznych zawodów, w których brałam udział, ale przede wszystkim na to, że pamiętał. Dawno temu to jeździectwo było dla mnie najważniejsze.
- Jasne, tato. - uśmiechnęłam go i odprowadziłam do drzwi.
- Dobranoc, Scarleth, Harry - spojrzał poważnie na chłopaka, który znikąd pojawił się za moimi plecami.
- Dobranoc. - Styles nigdy nie był taki poważny, jak w tej chwili.
- Pa, tatuś! - pocałowałam go w policzek i zamknęłam drzwi. Uśmiechnęłam się szeroko i poczułam nagłą
potrzebę przytulenia Hazzy, jednak gdy się obróciłam napotkałam na swojej drodze zielone tęczówki przesiąknięte furią. O kurwa.

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 20 - Lesson

*** Oczami Harry'ego ***

- Wysiądź z tego samochodu. - czułem jak tracę nad sobą powoli panowanie. Staliśmy z Louisem przed samochodem patrząc na Scarleth, która z uporem maniaka siedziała tam, ze skrzyżowanymi rękami i patrzyła się w sufit. - Scar masz ostatnią szansę.
- Nie rób nic czego będziesz żałował.. - powiedział cicho Louis.
- Wysiądziesz po dobroci czy nie ?
- Nie. - szarpnąłem ją mocno za ramię i wywlokłem z samochodu. - Puszczaj mnie ! - ugryzła mnie w rękę na co zareagowałem śmiechem.
- Dam Ci taką nauczkę Doll, że więcej mi nie podskoczysz. - wciągnąłem ją do domu i rzuciłem na podłogę w salonie.
- Masz ostatnią szansę, żeby mnie przeprosić !
- Za co ?! Za to, że wywlokłeś mnie z domu, groziłeś mojemu ojcu czy za to, że rzuciłeś mną o panele ?!
- Scarleth ! Nie takim tonem. - wstała. Na jej gołej nodze zobaczyłem krew. Miała rozciętą nogę.
- Przepraszam panie.. - spojrzała na krew na podłodze, a potem na swojej nodze - Zaraz to posprzątam. Przepraszam, że zabrudziłam podłogę. Nie chciałam.
- Milcz. Po prostu milcz.

*** Oczami Scarleth ***


Palące łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Nie dam mu tej satysfakcji. Nie rozpłacze się.
- Chodź tutaj. - rozłożył ramiona, ale ja nie ruszyłam się z miejsca. Westchnął i spojrzał na mnie ze złością. - Staram się mieć do Ciebie cierpliwość bo na serio nie chcę Cie bić, albo pieprzyć do bólu.
- Może spróbuj się zmienić Harry.. Byłoby nam łatwiej wiesz ?
- Doll ja się nie zmieniam. - wyciągnął do mnie rękę, a ja z ociąganiem podałam mu swoją. - Zrozum, że robię to bo wiem co dla Ciebie najlepsze. On nie chce, żebyś ze mną była bo wtedy zostanie sam. Zostaną mu tylko te panny na jedną noc.
- Mógłbyś dać mi jedną - przerwał mi dzwonek do drzwi.
- Chwila. Opatrz sobie nogę. - zgarnęłam jakiś ręcznik z oparcia kanapy i wytarłam nim podłogę. W kuchni nakleiłam spory plaster i wróciłam do salonu.
- Harry bo
- Scarleth. - upuściłam kubek z herbatą dla niego, który z hukiem rozbił się na panelach.
- T-tatuś ?
- Jestem sam. Bez ochroniarzy. Chcę porozmawiać. - podeszłam do Harry'ego. - Negocjujmy. - usiadł w fotelu i spojrzał na mnie i Harry'ego.

*** Oczami Zayna ***

- Nie ! Nie chcę być jakąś Directioner !
- Myślisz skarbie, że masz wybór ? - gładziłem leniwie jej policzek opuszkami palców.
- Zamierzasz mnie uwięzić ?!
- Jeżeli będę musiał.
- Po co ?! Dlaczego ja.
- Bo tak zadecydowałem. - dyskusję przerwał mi sygnał wiadomości alarmowej. Harry..


*** Oczami Harry'ego ***

- Chciał pan rozmawiać o Scarleth, a jak na tą chwilę wszystko kręci się wokół mojego gangu.
- Jeżeli będę miał kontrolę nad gangiem, będę miał ją nad Tobą. Wtedy nie skrzywdzisz mojej córeczki.
- Nie zamierzam jej skrzywdzić. Niech Pan to wreszcie zrozumie.
- Gdybyś miał moje lata
- To nie zostawiłbym dziewczyny w ciąży i nie dopuścił do jej samobójstwa.
- Gemma była Twoja przyjaciółką ?
- Gemma była moją siostrą. - mina jej ojca  była bezcenna.
- Dlatego chcesz zabrać mi Scarleth ? Za błąd, który popełniłem ?
- Nie. Chcę Scarleth bo jestem zmęczony byciem samotnym. Bo odebrałeś mi ostatnią osobę na tym świecie.
- Myślisz, że tego chciałem ? Że chciałem, żeby Gemma odeszła ?!
- Nie wiem. Gdybyś nie chciał to byś jej nie zostawił. - objąłem Scar ramieniem.
- Wróćmy do Scarleth. Chcę, żeby wróciła do domu.
-  Nie pozwolę na to.
- Chłopcze co ty możesz jej zapewnić ? Nawet nie dasz jej bezpieczeństwa.
- Dam jej coś czego pan nie dał jej przez całe jej życie.
- Na przykład co ?
- Na przykład szczęście. - pocałowałem moją ukochaną w policzek po czym wymierzyłem w jej ojca wzrok.
- Może niech Scarleth wybierze ? - tego najbardziej się obawiałem.
- Doll.. - pogłaskałem ją po policzku, a kiedy na mnie spojrzała złączyłem nasze usta. - Kocham Cie.. - szepnąłem w jej usta.
- Ja Ciebie też.
- Córeczko.
- Tak tato ?
- Przypomnij sobie jak spędzaliśmy razem czas. Zabierałem Cie na przejażdżki konne, wycieczki.
- Tato miałam wtedy 8 lat. - 1:0 dla Harry'ego.
- To może wrócić jeżeli dasz mi szansę.
- Obiecywałeś to już tyle razy.
- Doll wybierz.. - łaskotałem ją loczkami po policzku.
- Umm.. Ja.. wybieram...

Jak myślicie ? Kogo ? :) BUAHAHAHAH / Horanowa.:)

sobota, 8 marca 2014

Niespodzianka

No hej ! :)
Wiem, że bardzo mnie kochacie;)
Wiem, że czekacie na coś ode mnie.
Wiem, że chcieliście, żebym coś stworzyła i wiecie co ?
Mam dla Was
Opowiadanie
z
Louisem
Tomlinsonem <3

Proszę o komentowanie, udostępnianie i promowanie ! <3
http://prisoners-louistomlinson.blogspot.com/
Kocham Was bardzo i serdecznie zapraszam <3 / Horanowa.;)

Rozdział 19 - Back to the drawing board

*** Oczami Scarleth ***
- Koniec tego...
- Proszę, ty nic nie rozumiesz... - poczułam łzy napływające mi do oczu, a po chwili zostałam przyciągnięta do boku Harry'eggo. Objęłam go i ponownie spojrzałam na ochroniarza, którego mój tatuś za mną wysłał.
- Nie jestem tu od tego, żeby rozumieć, tylko od tego, żeby w razie potrzeby cię unieruchomić i wnieść z powrotem na posesję. - Styles odepchnął mnie delikatnie do tyłu i szedł spuścić temu gościowi wpierdol, ale zza pleców pracownika mojego taty wyłoniło się jeszcze pięciu innych kolesi w czarnych garniakach. Jęknęłam i ścisnęłam ramię Hazzy. Nie chcę, żeby mnie od niego oddzielali. Nie mają prawa.
- Jeżeli umożliwicie nam ucieczkę, zapłacę wam więcej, niż Danell. - powiedział spokojnie i zrobił krok do tyłu, wciąż kryjąc mnie swoim ciałem.
- Pojebało cię do reszty? - mężczyzna zaśmiał się głośno i polecił trzem innym unieruchomić mojego chłopaka. Mojego Loczka. W jednej chwili stanęłam przed nim i krzyknęłam.
- STOP! - natychmiast się zatrzymali, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Poczułam czyjeś dłonie na biodrach i odetchnęłam głęboko. - Czego wy, do kurwy nędzy, chcecie?
- Zabrać ciebie i jego do twojego ojca... Nie chcemy was krzywdzić. - dodał, jakby przewidując moje pytanie. Niepewnie odwróciłam się w stronę Harry'eggo, ale pokręcił przecząco głową.
- Nie ma mowy, Scar. Nie idziesz tam, nie do niego. - splątałam nasze palce patrząc w jego szmaragdowe, szkliste oczy. - Nie, Doll.
- Harry, pomyśl. Inaczej...
- To pułapka, Scarleth. Nie wierz im.
- Nie mamy wyboru - jęknęłam i wskazałam ręką na "ogon" za nami - Oni mają broń Harry. Nie uciekniemy. A mój tatuś... On nas nie skrzywdzi. - szepnęłam i spojrzałam na niego z nadzieją. Mierzyliśmy siłę naszych spojrzeń dobre kilka minut, gdy w końcu Styles westchnął i kiwnął przyzwalająco głową. Uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę i wyciągnęłam do niego dłoń. Chwycił ją i przyciągnął mnie do siebie, zachłannie wpijając się w moje usta, jakby ostatni raz i ruszyliśmy. Czekało nas spotkanie z moim ojcem.

*** Oczami Louisa ***
- Zawsze musisz wpakować się w kłopoty, Styles - jęknąłem widząc przyjaciela i jego dziewczynę wchodzącą do domu Danell'a. Żadnego spojrzenia, znaku, nic.
I co ja mam teraz, kurwa, zrobić?

*** Oczami Harry'eggo ***
Siedzieliśmy w jasnym gabinecie, trzymałem w swoich dłoniach malutkie dłonie Scar. Rozglądała się po pomieszczeniu z uśmiechem, jakby odtwarzając każde wspomnienie związane z tym miejscem. Mogła zaprzeczać, ale kochała to miejsce i swojego ojca-kutasa, który nie potrafił z nią nawet porozmawiać i zawiódł ją tak wiele razy.
- Witam. - dźwięczny, męski głos wyrwał mnie z zamyślenia, opuszkami palców muskałem wewnętrzną stronę dłoni Scarleth, jakby chcąc dodać sobie otuchy. Nie chciałem nawet na niego spojrzeć, ale coś w spojrzeniu jej ojca spojrzeniu sprawiło jednak, że wstałem i podałem mu rękę. Z miną pokerzysty ją uścisnął.
- Harry Styles.
- Danell. Usiądź, chciałbym z wami porozmawiać. I nie będę się pierdzielić, przejdę od razu do konkretów. Scarleth?
- Tak, tatusiu? - jego wzrok, gdy na nią patrzył, był ciepły i pełen miłości. Mimo to, nie wybaczyłem mu tego, co z jego winy przechodziła moja malutka Scarleth.
- Czy on sprawia, że się śmiejesz?
- Co?
- Odpowiedz. - powiedział spokojnie, opierając się łokciami o kolana.
- Tak.
- Czujesz się przy nim bezpieczna?
- Tak.
- Szczęśliwa?
- Tak.
- Kochasz go?
- Tak. - nie zawahała się. Poczułem przyjemne ciepło w okolicy klatki piersiowej, które sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnąłem. Objąłem ją ramieniem i ucałowałem w skroń, nie zważając na spojrzenie jej ojca. Nastało dłuższe milczenie, przerywane tylko tykaniem zegara.
- To teraz omówimy warunki, na jakich będziecie mogli się spotykać...
- Jakie warunki? - zapytałem o wiele chłodniej, niż zamierzałem - Scarleth jest moja, a ja jestem jej. Tu nie ma miejsca na żaden, pieprzony regulamin. - ignorował mnie, ciągnął swoją wypowiedź dalej, mówiąc o jakichś powrotach przed 11, o zakazie spotkań za jego plecami, ale to, co powiedział chwilę później, przebiło wszystko.
- ... I wasza banda, czy jak siebie nazywacie, będzie działać dla mnie i na moim warunkach. I co ty na to, panie Styles? - spiąłem się, a Scarleth jęknęła i mocno złapała mnie za ramię.
- Powtórzę się. Nie przystaję na żaden z tych warunków. Doll jest moja na moich warunkach.
- W takim razie... - wstał i chciał do mnie podejść, ale przerzuciłem sobie Scar przez ramię i wyciągnąłem broń. Koniec zabawy.
- A teraz odwołasz wszystkich ochroniarzy z mojej drogi, albo przestrzelę ci czaszkę.
- Harry, co Ty...
- Zamknij się, Scarleth. - warknąłem i ponownie przeniosłem wzrok na Danell'a, który właśnie odprawiał swoich fagasów.
- Oddaj mi córkę, Styles.
- Scarleth idzie ze mną. - widząc jego przerażone spojrzenie nie mogłem się oprzeć - Nie ciekawi cię, co u Gemmy? - stanął jak wryty. Tego mi było trzeba. Mocniej złapałem Scarleth i wybiegłem z tego domu. Najwyższa pora. Tylko ja mam prawo dyktować tutaj warunki.
- Puszczaj mnie, Harry. - szamotała się w moich ramionach, gdy wsadzałem ją do auta Louisa.
- Nie tym razem, Doll. - warknąłem i zająłem miejsce obok niej, auto odjechało z piskiem opon.

*** Oczami Zayn'a ***
Stałem przy oknie swojego apartamentu obserwując samochody, ludzi, którzy z tej wysokości wyglądali jak mrówki. Myślałem o tym, co w zasadzie stało się w piwnicy Edwards. Myślałem o smutnych, niebieskich oczach wpatrujących się we mnie, do czasu, gdy moich uszu dobiegł cichy jęk. Jak na rozkaz usiadłem na łóżku, na którym leżała Victorie, ująłem jej dłoń i zacząłem delikatnie ją gładzić, żeby zmniejszyć szok.  Powoli otworzyła oczy, ale gdy tylko mnie zobaczyła wyrwała mi się i odsunęła się na drugą stronę łóżka. Nie tego się spodziewałem. Patrzyła na mnie dosyć niepewnie, ze strachem.
- Co ja tu robię?
- Leżysz. Regenerujesz się. Kryjesz się. Nazywaj to, jak chcesz. - wzruszyłem ramionami.
- Chcę stąd wyjść.
- Nie możesz. - zerwała się na równe nogi i chciała biec, ale była zbyt słaba. To ja podbiegłem do niej, zanim jej drobne ciało zderzyło się z panelami. Zacisnęła dłoń na moim przedramieniu i oddychała głęboko w moją szyję. Znów usiadłem na łóżku, tym razem trzymając ją w ramionach. Po kilku minutach wreszcie się odezwała.
- Dlaczego nie mogę?
- Bo wiesz za dużo i te trzy szmaty będą cię szukać, Love. - spięła się i podniosła głowę, tym samym patrząc mi w oczy.
- Zabiłeś ją? - pokiwałem głową - Chcę stąd wyjść. Wypuść mnie stąd. Słyszysz? - płakała, bała się mnie, choć nawet nie wiedziała, jak mam na imię.
- Nie wyjdziesz. - pocałowałem ją w czubek głowy i mocniej objąłem. - Jesteś moją własną Directioner.


BOOOM! Dzieje się! Twitterowe konta czas pozakładać. Mamy już... AŻ DWA!
1. https://twitter.com/ScarlethDanell
2. https://twitter.com/Victorie_Shade
Poszukujemy jeszcze kont Harry'eggo, Louisa, Zayna, Nialla, Liama, George'a Danell'a (tatusia Scar), Sophii i Eleanor. Jakiekolwiek inne potrzebne konta zamieścimy w następnym poście :)

środa, 5 marca 2014

Rozdział 18 - Silence

Muzyka

Nastała ta denerwująca cisza. Patrzyłam ze strachem na Harry'ego. Bałam się o niego.
- Sądziłaś, że uda Ci się uciec z domu Scarleth ?
- Nie.
- To co to miało znaczyć ?
- Puść go..  - powiedziałam cicho.
- Dlaczego miałbym ?
- Bo Cie o to proszę.
- Nie prosisz.
- Proszę puść go.. - patrzyłam z przerażeniem jak mój jedyny walczy o oddech. Ochroniarz puścił go, a on opadł na ziemię pozbawiony władzy w mięśniach. Ruszyłam biegiem w jego stronę.
- Stój. - warknął mój ojciec. Zatrzymałam się w połowie drogi patrząc z przerażeniem na mojego Tatę.
- Tatusiu, ale
- Wracamy do domu Scarleth. - złapał mnie za przedramię.
- Nie chcę.. Zostaw mnie.. Proszę Cie ! Nie chcę !
- Wystarczy tego teatru. - moje nogi straciły kontakt z podłożem. Jeden z jego ochroniarzy wziął mnie na ręce i po prostu wyniósł z domu. Wrzucił mnie do bagażnika samochodu, a po chwili poczułam jak samochód rusza. No pięknie..


*** Oczami Harry'ego ***

- Harry..
- Czego ?!
- Uspokój się. - kolejną godzinę stoimy pod domem Scar czekając. Nawet nie wiem na co czekamy. Widziałem ją kilka razy w oknie jej pokoju. Ona coś kombinuje. Pewnie ten kutas ją zamknął.
- Jak ja mam się uspokoić ? Wiadomo co mu jebnie do głowy  ?
- To jego córka. Nie skrzywdzi jej. - poczułem palące łzy napływające do oczu.

*** Oczami Scarleth ***

- Idź do pokoju. - kiedy tylko wyszłam z niego zaczynało się to samo. .
- Nie.
- Scarleth idź do pokoju.
- Nie.
- Przestań.
- Nie zaczęłam.
- Nie zachowywałaś się tak wcześniej.
- Dlaczego mnie szpiegowałeś ?!
- Co ?!
- O wszystkim wiem. Twoi goryle łazili za mną wszędzie ! Wolałeś mnie śledzić niż ze mną porozmawiać ! Po śmierci mamy
- Milcz. Nie pozwalaj sobie wypowiadać się o swojej matce w złości i bez szacunku.
- Wyprowadzam się.
- Nie.
- Jestem dorosła.
- Ale głupia. - poczułam rosnącą we mnie złość. Bez zastanowienia założyłam na siebie kurtkę.
- Co Ty robisz ? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Wychodzę.
- Dokąd ?
- Do sklepu. Jak zwykle nie zadbałeś o to, żeby było w domu to czego ja potrzebuję.
- Sam pójdzie z Tobą.
- Nie. Pójdę sama.
- Scarleth
- Tato wrócę. Chcę być sama. Uszanuj to chociaż raz. - założyłam kaptur i wyszłam z domu.

*** Oczami Harry'ego ***

- Harry.
- Co ?
- To jest Scarleth.
- Gdzie ?! - wskazał kierunek głową.
- Moje maleństwo. - wysiadłem z samochodu i wszedłem  w leśną dróżkę za moim maluchem. Zatrzymała się kawałek dalej. Podszedłem do niej niepewnie.
- Scar ?
- 3 lata temu umarła moja mama. Wtedy zrobiłam to pierwszy raz. Ukrywałam ręce pod bluzami, koszulami.. Przyjaciele sądzili, że wszystko jest dobrze. Nie dałam nic po sobie poznać. Zamykałam się w czterech ścianach swojego pokoju i robiłam kolejne kreski. Potem w moje ręce dostały się narkotyki.. on nigdy nic nie widział. Chodziła zaćpana po całym domu, spadałam ze schodów, łamałam ręce, nogi. Tylko gosposia przejmowała się tym co się ze mną dzieje. Ale ona też umarła. - opadła na ziemię i ukryła twarz w dłoniach.
- Doll.. Jestem przy Tobie.. - kucnąłem za nią i mocno ją przytuliłem.
- Ty też odejdziesz.. Jak oni wszyscy. Świat jest piękny tylko ludzie to kurwy wiesz ?
- Wiem Scarleth.. Przekonałem się o tym nie raz.
- Ty też masz blizny Harry.. Widziałam je na Twoich nadgarstkach.. Masz swoja historię, tak jak ja mam swoją.
- Koniec tego.. - usłyszałem czyjś głos za moimi plecami.


No heej <3 Taki troszkę inny rozdział :)
Depresyjny jak i mój nastrój :) Cóż.. mam nadzieję, że nie jest najgorszy x / Horanowa.:)

poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 17 - Complications

Targały mną sprzeczne emocje. Mój ojciec... Nie rozumiałam już nawet, co się działo, bo działo się za szybko i za dużo. Siedziałam nieruchomo w aucie i zamyślona wpatrywałam się w widok za szybą, do czasu gdy do rzeczywistości przywrócił mnie głos Harry'eggo.
- Tak, Niall. Przekaż reszcie, niech szybko jadą do domu tej... No, jak jej tam. Nie chcę tam być bez wsparcia. - poczułam dziwne gorąco, a po chwili łzy spływające po moich policzkach. Otarłam je, ale odrobinę za późno.
- Co ci jest, Scarleth? - szepnęła Sophia i posłała mi zaniepokojone spojrzenie.
- Nic, wszystko gra.
- Co się dzieje?
- Wszystko w porządku, Harry. Naprawdę - dodałam, znacząco spoglądając na dziewczynę Liama.
Pokiwała głową i już nic nie mówiła.
Dojechaliśmy na miejsce, na którym już była pozostała czwórka chłopaków. Zayn wyglądał, jakby miał zaraz kogoś rozpierdolić. W sumie, nie dziwię mu się. To on nie sprawdził domu blondynki. Seks rzucił się mu na mózg, proste. Gdy tylko opuściliśmy auto usłyszałam przeładowanie broni i już w następnej chwili Malik złapał zakładniczkę za ramię i przyłożył jej pistolet do skroni. Miałam ochotę krzyknąć, ale tylko zwróciłabym uwagę osób, które mogły być w środku. Różowa nie musiała mówić prawdy.
- A teraz posłuchaj, tęczowa - wysyczał jej do ucha - Prowadzisz nas prosto do piwnicy. Jeden głupi numer i jesteś martwa. Nie chcemy żadnych niespodzianek, dlatego lepiej powiedz nam wszystko.
- Wszystko już powiedziałam, puść mnie, to boli - jęknęła tamta i zatoczyła się, gdy Zayn popchnął ją do przodu. Objęłam ramię Hazzy, gdy chciał iść. Odwrócił się zdziwiony.
- Harry, mam złe przeczucia. Nie idź tam, proszę... - zobaczyłam dziwną iskrę w jego oczach, a w następnej chwili mocno mnie obejmował.
- Skarbie, wiemy, co robimy.
- Wiem. Ale nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało. - uśmiechnął się i pogładził mój policzek.
- Chodź, skarbie. Trzymaj się blisko mnie. - chwycił moją dłoń. Czułam się bezpieczniej.

*** Oczami Harry'eggo ***

W domu było dziwnie cicho. Żadnego tykania zegara, skrzypnięcia podłogi, czy choćby szumu ulicy, przy której budynek się znajdował. Co chwila oglądałem się sprawdzając, czy moja malutka Scar jest tu, czy nic jej się nie stało. Szła dzielnie za mną, uspokoiły ją moje słowa. Nie chciałem jej tego mówić, ale podzielałem jej przeczucia. Coś było tu nie tak...
Przeraźliwy pisk rozdarł powietrze. Zobaczyłem tylko, jak Zayn zrywa się i biegnie do przodu.
- Zayn, stój! - krzyk Louisa rozdarł powietrze. Wyciągnąłem broń i mocno przyciągnąłem Scarleth do siebie. Wszystko poszło na marne.

Muzyka
*** Oczami Zayn'a***

Wbiegłem do dużego, jasnego pomieszczenia, gdzie powitały mnie przerażone spojrzenie Victorie i triumfujące Perrie. Trzymała Shade w ramionach tak, że jedną ręką unieruchomiła jej posiniaczone ręce, a drugą, w której trzymała nóż, umieściła pod jej szyją. Staromodne, ale skuteczne. Stanąłem jak wryty. Jeden fałszywy ruch i brunetka mogła zginąć.
- Już nie jesteś taki odważny, co? - Edwards zachichotała i mocniej ścisnęła zakładniczkę - Nie spodziewałaś się, że masz swojego Supermana, dziwko? - Vic spojrzała na mnie swoimi niebieskimi, przepełnionymi bólem oczami, a pode mną ugięły się kolana. Pojawili się pozostali i wyciągnęli bronie. Miałem zamiar rozpierdolić Pezz.
- Puść ją, dobrze ci radzę. - Styles zrobił krok do przodu i przeładował pistolet. Zabawa się skończyła.
- Zrobię to, ale najpierw odeślę ją tam, gdzie resztę jej rodziny. Biedactwo, nie ma już nikogo... - nachyliła się do jej ucha i bezczelnie patrząc mi w oczy zaczęła szeptać - Nawet twój bohater wolał przespać się ze mną, niż zainteresować się tobą. - brunetka powoli wypuściła powietrze z płuc i zacisnęła dłoń na przedramieniu blondynki. - Możesz już powiedzieć im "papa". Cóż, ja zginę, ale przynajmniej nie będziesz jego.
- Przemyśl to. Możesz jeszcze wyjść z tego cało. - Louis próbował się licytować. Ja tego nie chciałem. Chciałem tylko zobaczyć, jak cierpi.
- Ja tak, ona nie musi. - moja mina musiała być bezcenna, skoro blondynka patrzyła na mnie z takim strachem.
- Ty wybrałaś. - nie zastanawiałem się nad tym, co robię. Zanim ona zdążyła zareagować, ja strzeliłem. Trafiłem ją w ramię, za które się złapała, wypuszczając z dłoni nóż, którym jednak zostawiła krwawy ślad na przedramieniu Victorie. Dziewczyna nie dała rady się wyrwać. Upadła na kolana. Podbiegłem do niej i wziąłem ją na ręce, była nieprzytomna. Jej blada twarz, podobnie jak i reszta ciała, były wychłodzone. Nie może zginąć. Nie ona.
- Zaza, ty to zrób. - Louis wyciągnął do mnie broń, którą natychmiast chwyciłem i wymierzyłem w Edwards.
- Proszę, nie... Nie mów, że nic nie czujesz. Musisz coś czuć. - uśmiechnąłem się i finezyjnie musnąłem jej twarz dłonią.
- Czuję. Ale nie do ciebie. - nacisnąłem na spust. Broń wypaliła.


*** Oczami Scarleth ***

Chciałam ukryć twarz w bluzie Harry'eggo, ale gdy się obróciłam, jego nie było za mną. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu, ale po chłopaku nie było ani śladu. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi innych. Wiedziałam, że by mnie powstrzymali. Po cichu wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się schodami na górę i nawet nie wiedząc dlaczego poszłam prosto do salonu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zauważyłam, że drzwi balkonowe były uchylone, więc weszłam wgłąb pomieszczenia, a wtedy
drzwi się za mną zamknęły. Nie chciałam się obracać. Bałam się. Ale musiałam. Jeżeli ktoś chciał mnie wykończyć, niech zrobi to patrząc mi w oczy. Krzyk ugrzązł mi w gardle, gdy zobaczyłam Harry'eggo z bronią tuż przy skroni, ale dopiero, gdy uświadomiłam sobie, kto go trzyma, zdałam sobie sprawę z tego, w jak marnym położeniu się znajdowaliśmy. Oboje.
- Scarleth. Długo cię nie było. - przełknęłam ślinę i lekko drżącym głosem odpowiedziałam.
- Tatuś.

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 16 - Let's play a game

Muzyka

Bez namysłu cisnąłem blondynką o ścianę. Syknęła z bólu i spojrzała na mnie zaskoczona.
- Co Ty robisz ?!
- Myślałaś, że ja tak na serio ?! Zabawne. Dałaś się upić i podejść jak napalona szesnastka ! Wiesz kim ja jestem ?! Wiesz ?!
- M-moim ochroniarzem ?!
- Mnie i moich kumpli nazywają One Direction. - jej oczy powiększyły się od strachu. - Victorie dołączy do szeregu Directioners. I taka rada na przyszłość.. Trzymajcie się z daleka od dziewczyn. Bo nie będę już taki miły. - zebrałem swoje rzeczy i jej telefon, i wyszedłem. Od razu zadzwoniłem do Liama.


*** Oczami Scarleth ***

Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Podobnie jak Harry, Liam, Niall i Louis. Męczącą ciszę przerwał telefon Liama.
- Co ?! Jezu Zayn ! Dziękuję ! Już jedziemy ! - jak na komendę zerwali się z miejsc. Zbierali kurtki, pistolety, a ja siedziałam jak zagubiona sierota.
- Scarleth ?
- Tak ?
- Chcesz jechać ze mną ?
- Pewnie.. - wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać. Założył na mnie kurtkę i zaprowadził mnie do
samochodu. Chłopcy jechali sami,  a my razem.
- Gdzie jest Sophia ? - spytałam cicho.
- W bunkrach za miastem. Około 40 km. - oparłam głowę o szybę i pozwoliłam wyrzutom sumienia przejąć nade mną kontrolę.
- Scar ? Wszystko dobrze.
- Nie Harry..
- Co się dzieje ? Skarbie ?
- Nie nadaję się do takiego życia. Ja.. nie mam psychiki i..
- Scarleth nie zostawisz mnie ! Nie masz prawa ! Ja ..
- Uspokój się.. Nie chcę Cie zostawiać.. Chcę, żeby to wszystko się skończyło.. A teraz Sophia ma przeze mnie kłopoty i
- Scar ! Nie mów tak ! To nie jest Twoja wina ! Scarleth !
- Przepraszam Harry.
- Ja po prostu sobie nie umiem poradzić..
- Przyzwyczaisz się. Daj nam czas. Kocham Cie aniołku.. - delikatnie uścisnął moje udo. Zaparkował zaraz za samochodem Louisa. -  Zostań w samochodzie. - pocałował mnie w policzek i wysiadł. Weszli do budynku, a ja nerwowo obserwowałam. Usłyszałam jakieś krzyki, ale coś innego przykuło moją uwagę. Zza budynku wyszła dziewczyna z dziwnym kolorem włosów prowadząc przerażoną Sophię. Nie zastanawiałam się co robię. Wzięłam broń leżącą na tylnym siedzeniu i  wysiadłam.
- Puść ją.. - warknęłam wyciągając w jej kierunku broń. Nie mam pojęcia jak tego używać, ale się domyślam.
- Scarleth tak ? Uciekaj stąd póki jeszcze możesz chodzić.
- Puść Sophię..
- Ty nic nie rozumiesz.. Idź stąd ! - niepewnie przeładowałam broń. Oglądanie filmów się jednak przydaje. Stało się to czego najmniej się spodziewałam. Sophia uderzyła ją mocno łokciem w brzuch. Dziewczyna upadła na ziemię, a Soph podbiegła do mnie.
- Daj mi broń..
- Czemu ?
- Bo Ty nie umiesz jej używać.. - podałam jej pistolet i stanęłam obok niej..Ta Jade z tego co pamiętam podniosła się z trudem z ziemi.
- Wy nic nie rozumiecie.. - podniosła ręce do góry.
- Czego nie rozumiemy ?!
- My nie miałyśmy Was skrzywdzić.. Od początku chodziło o Ciebie Scarleth..
- Niby dlaczego ?!
- Pomyśl..
- Nie baw się ze mną w te gry ! Mów !
- Scarleth ! - ryk Harry'ego rozdarł powietrze. Spojrzałam na niego. Biegł w naszą stronę wyciągając broń.
- Hazz nie strzelaj ! - podbiegłam do niego. Pociągnął mnie za rękę i postawił obok Sophii. Stanął przed nami jak tarcza celując w Jade bronią.
- Zabierzcie mnie stąd, a wszystko Wam powiem. Wiem gdzie jest Victorie.. Musimy jechać.. Chcę Wam pomóc. Powiem wszystko, a potem zniknę. Nie mam przy sobie broni, noża.. nic. Jestem nieszkodliwa.
- Do samochodu. - warknął Harry. Wsadził mnie i Sophię do środka, a tamtą zakuł w kajdanki.
- Victorie jest w piwnicy domu Perrie. Jest on teraz pusty..
- Dlaczego nam pomagasz ? - zapytała Sophia.
- Bo nie potrafię krzywdzić ludzi za pieniądze !
- Dla kogo pracujecie ?! - wycedził Harry przez zęby.
- Dla Pana Danell. Dla ojca Scarleth.

Obserwatorzy