niedziela, 16 listopada 2014

Epilog

*** 2 tygodnie później ***

*** Oczami Scarleth ***

- Prosimy zapiąć pasy. Za kilka minut wylądujemy w Los Angeles. Dziękujemy państwu, za wspólny lot. - popatrzyłam na Laylę. Nie wierzę, że nam się udało. Trzymała na kolanach swojego nowo narodzonego syna. Mikey. Cóż... chyba jestem wam winna małe wyjaśnienia. Nie wytrzymałam tego, że Harry kolejny raz mnie pobił. Dałam mu wiele szans, ale mój limit się wyczerpał. Kiedy trafiłam do szpitala namówiłam mojego lekarza, żeby wystawił mi fałszywy akt zgonu. Podobno Harry płakał i cierpiał, ale ciężko mi w to uwierzyć. Znajdzie sobie kolejną idiotkę ufającą mu. Po wyjściu ze szpitala ja i Layla ukryłyśmy się u mojego ojca, który nawet urządził mi fałszywy pogrzeb, na którym Harry się nie pojawił. Załatwił mi i przyjaciółce dokumenty, żebyśmy zaczęły w Stanach z nowymi nazwiskami. Załatwił nam też pracę w jednej z jego firm. Oczywiście też dostałyśmy mieszkanie. Teraz nazywam się Evette Rogers, a Layla to Daisy Reece.
- No i jesteśmy. - powiedziałam kiedy stanęłyśmy na płycie lotniska. Z trudem wzięłyśmy nasze bagaże i poszłyśmy do taksówki. 40 minut później weszłyśmy do naszego nowego mieszkania.
- Whow.. Ładnie. - mieszkanie było duże, czteropokojowe. Ładna kuchnia i łazienka. Mikey rozglądał się po pomieszczeniu kiedy Lay... to znaczy Daisy go przewijała. Poszłam rozpakować swoje ubrania. Trzeba będzie trochę wymienić garderobę, ale nie chcę już naciągać taty na moje zachcianki. Nie mogłam wziąć wszystkiego, ale jakoś sobie poradzę.
- Scar, ktoś dzwoni do drzwi, otworzysz ?
- Jasne. - westchnęłam. Odgarnęłam włosy z twarzy i poszłam do drzwi. Nie spojrzałam przez wizjer i to był ogromny błąd.
- Dzień dobry, Scarleth. A może raczej Evette ? - spojrzałam w rozszalałe ze złości zielone oczy Harry'ego. To niemożliwe.. Przecież uciekłam...


KONIEC :)

Od M. Horanson :

No cóż, ostatni rozdział jest krótki, nawet bardzo. Nie chciałam na siłę przeciągać nieuchronnego. Chciałam podziękować Wam, za wszystkie miłe komentarze, słowa wsparcia, wyświetlenia, a chyba najbardziej za cierpliwość. Nie wiem czy to już koniec losów Harry'ego i Scarleth. Tą decyzję muszę podjąć razem z Caroline ;) Jeszcze raz za wszystko dziękuję :) Kocham Was najbardziej <3


Od Caroline :

Cześć po raz ostatni na tym blogu! Nie będę się rozpisywać, bo nie o to chodzi. Na koniec chciałabym tylko powiedzieć, że jestem ogromnie wdzięczna Horanowej (masz buziola :*) za to, że dała mi szansę, znosiła moje zastoje itp. i pozwoliła mi uczestniczyć w procesie powstawania "Irresistible". No i oczywiście jestem wdzięczna Wam, za każde słowa zaczęty, pochwałę, czy uwagi. Będę za Wami tęsknić, Wasza C. Xx

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 40 - 'till I'll die

Nadal nie bardzo rozumiałam. Patrzyłam na Zayna i Lay. Oni wpatrzeni byli w siebie. Co jest kurwa ?!
- Nie no stary, serio ? - spytał Harry obejmując mnie w talii.
- Serio.
- Ale co serio ? - wtrąciłam wieszając się jego ramienia jak jakaś małpka.
- Doll, wychodzi na to, że ojcem tego dziecka jest Zayn.

*** Oczami Harry'ego ***

Zdziwiony patrzyłem na to co robi moja dziewczyna. Poszła do kuchni, wzięła szklankę wody, napiła się po czym wypluła to Zaynowi prosto w twarz.
- Co ?!
- Bonus za szybką reakcję. - mruknął mulat i wytarł się koszulką.
- Scarleth opanuj się. - przywołałem ją do porządku zanim za dużo sobie pozwoli.
- Puszczaj kapciu ! - wyrwała się i stała pomiędzy zszokowanym mną i przestraszoną Laylą. Nie no kurwa bez przesady. Złapałem ją w talii i zaniosłem do sypialni. Rzuciłem na łóżko i zamknąłem drzwi.
- Słuchaj do cholery ! Nie pozwalaj sobie za dużo, bo ja potrafię zrozumieć to, że jesteś pod wpływem emocji, ale bez przesady ! Nie jestem Twoim kolegą tylko mężczyzną ! Pamiętaj o szacunku dziewczynko !
- Wiesz co, w tym momencie mam na głowie ważniejsze sprawy niż Twoje urażone ego. - zadrwiła, a ja poczułem jak tracę panowanie zamachnąłem się otwartą ręką.


*** Oczami Zayna ***

- Layla... wiem, że nie powinienem zostawiać Cię z tym samej.
- Nie powinieneś, ale nie chcę już do tego wracać. Chcę być w końcu bezpieczna. Jesteś w stanie zapewnić to mi i naszemu synowi ?
- Synowi ? - kiwnęła potwierdzająco głową. - Wiesz, że jestem. - patrzyła na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, a ja zastanawiałem się, o co jej może chodzić.
- No co ?
- Nic. - wzruszyła ramionami. - Próbuję sobie jakoś to wszystko wyobrazić i poukładać, ale mi nie wychodzi. - ja pierdolę, baby.
- Emm... Kupię Ci mieszkanie, duże - szybko dodałem, gdy zobaczyłem jej minę, jakby chciała mnie zabić. - No i będę cały czas w pobliżu. Tak jakby co.
- Jako kto ? - ale bezpośrednia, no no. Zmarszczyłem brwi, bo za cholerę nie wiedziałem co mogłem odpowiedzieć.
- Przyjaciel. - otworzyła szeroko usta i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku przez dłuższy czas. W końcu odwróciła wzrok i parsknęła śmiechem.
- Najpierw robisz mi dziecko, a później chcesz się przyjaźnić ? Ty poważny jesteś ? - nie mogła opanować śmiechu, który miałem ochotę przerwać, ale cierpliwie czekałem, aż się uspokoi. Zajęło jej to trochę. - Przyjaciele ? Pff... Dobre. Zajebiste wręcz.
- Layla, możesz powiedzieć wprost o co Ci chodzi ? Nie znoszę takiego chrzanienia.
- Liczyłam na coś więcej Zayn.
- Ale ja Ci nic nie obiecywałem, Lay. - powiedziałem spokojnie nie zważając na jej złowrogie spojrzenie - Mogę dawać pieniądze na to, żebyś utrzymała siebie i naszego syna, ale nie chcę pakować się w związek...
- Ty jesteś jakiś niepoważny ?! - a olać to. Ignorując jej nawoływania wyszedłem na taras i zapaliłem papierosa, później drugiego, po tym już nawet nie liczyłem. Kurwa czy ja jej cokolwiek obiecywałem jak szła ze mną do łóżka ? Zaciągnąłem ją siłą, zgwałciłem, nie wiem ? Miało być bez zobowiązań i było. Wpadka. No okej, kurwa, bywa. Nie jestem zbyt odpowiedzialny, ale jak powiedziałem, będę mieć syna i zrobię wszystko, żeby miał dobre życie. Nigdzie ty nie ma mowy o jakimkolwiek związku. Nie znoszę tego ograniczania się do jednej osoby. Wolę być wolny jak ptak, mieć wiele dziewczyn. Nie mówię, że kiedyś nie znajdę tej jedynej, ale na pewno nie teraz i na pewno nie będzie nią Layla. Westchnąłem cicho i zgasiłem ostatniego papierosa, po czym schowałem prawie pustą paczkę do kieszeni spodni i wróciłem do jadalni. Pustej.
- Layla ? - nie było jej w kuchni ani w łazience - Layla to nie jest śmieszne ! - wkur... Konkretnie zirytowany obszedłem cały dom i podwórze, ale bez skutku. Blondynka zniknęła.

*** Oczami Scarleth ***

Siedziałam na brzegu wanny mając nadzieję, że już da mi spokój. Znów wszystko mnie boli. Znów wszystko straciło sens. Zmywałam z dłoni resztki mojej własnej krwi. Chyba nigdy nie pobił mnie tak bardzo. Chyba nigdy nie czułam się tak słaba i bezbronna. Chcę pić, ale nie mogę zejść na dół. On tam jest i znów mnie pobije. Napiłam się wody z kranu, ale nadal czułam tylko metaliczny posmak krwi. Zaraz zwymiotuję. Z trudem założyłam czyste ubrania i poszłam do sypialni. Weszłam pod kołdrę drżąc z zimna. Wszystko dookoła mnie wirowało. Dlaczego tak dziwnie się czuję. Ktoś wszedł do sypialni. Nawet nie wiem kto. Nie mam siły już otworzyć oczu. Nie czuję już nic. Cudownie.
- Do szpitala. Ona umrze Styles. - jeszcze tyle udało mi się usłyszeć. Czy to aniołki ?


*** Oczami Zayn'a ***

Jeździłem po całym mieście razem z moimi ludźmi. Tylko Styles siedział w domu. Muszę ją znaleźć zanim zrobi to Danell. Kurwa no, czy tak trudno jest znaleźć w środku nocy ciężarną dziewczynę ? Zgaduję, że nie, dlatego mi się uda. Odebrałem upierdliwie dzwoniący telefon.
- Zayn mam ją. - Czy ja już kiedyś mówiłem, że wielbię Horana ?
- Gdzie ?
- Upper Street.
- Przywieź ją do mojego domu.
- Robi się. - no i 20 minut później siedziała w moim salonie i piła ciepłą herbatę.
- Dlaczego wyszłaś ?
- Po co miałam zostać ? Ty też wyszedłeś.
- To nie mnie chcą tutaj zabić.
- Polemizowałabym. - wywróciłem oczami. Tak bardzo muszę się powstrzymywać, żeby nie zapalić przy niej tego cholernego papierosa. - Poza tym, jesteśmy przyjaciółmi. Odezwę się po porodzie i skoczymy na piwo.
- Nigdzie nie pójdziesz ?
- Ale Zayn, nie masz prawa mi rozkazywać. Jesteśmy tylko PRZYJACIÓŁMI. - położyła na to słowo taki nacisk, że aż odbiło się echem po pokoju.
- Mała, słuchaj mnie
- To ty posłuchaj. Skoro wiedziałeś jak włożyć to mogłeś się zainteresować jak wyciągnąć dziecko zanim było za późno. Teraz podjąłeś decyzję, że masz nas gdzieś.  Twój wybór, więc daj mi spokój.
- No i dokąd zamierzasz iść ?
- Do Scarleth.
- Scar jest w szpitalu, raczej Ci nie pomoże.
- Co ? Co jej się stało ? - ciężko mi było to powiedzieć. Przecież ona nie może się denerwować. Zresztą... czemu ja się tym przejmuję.


*** Oczami Harry'ego ***

Nerwowo obgryzałem paznokcie maszerując wte i wewte po szpitalnym korytarzu. Nie możliwe, że zrobiłem jej aż taką krzywdę. Przecież biłem ją lekko. Tak jak zawsze. Jak to kurwa brzmi. Złamałem kolejną daną jej obietnicę. Zaufała mi, a ja jak zawsze wszystko próbowałem załatwić siłą. Co będzie jak ją stracę ? Kim wtedy będę ? Nie poradzę sobie bez niej. Nie po tym wszystkim. Z sali, w której była Scarli wyszedł lekarz. Podszedłem szybko do niego i pielęgniarki.
- Zanotuj. - zwrócił się do niej - Zgon nastąpił o 23.02. Nazwisko pacjentki...

Ciąg dalszy nastąpi :)

Pożegnanie.

OKEJ. ZAWSZE SIĘ POWSTRZYMYWAŁAM, ALE NIE TYM RAZEM.
JEŻELI WY ( NIE MÓWIĘ O WSZYSTKICH ) MACIE COŚ TAKIEGO JAK ŻYCIE PRYWATNE I PROBLEMY PRYWATNE TO MIEJCIE KURWA JEGO JEBANA MAĆ ODROBINĘ SZACUNKU DO TEGO, ŻE KTOŚ NIE MA CZASU I MA W ŻYCIU WAŻNIEJSZE RZECZY NIŻ PIERDOLONY ROZDZIAŁ JEBANEGO OPOWIADANIA ! NAZYWACIE MNIE " SUKĄ " I " PIERDOLONĄ KSIĘŻNICZKĄ " TYLKO I WYŁĄCZNIE DLATEGO, ŻE WALCZĘ O TO, ŻEBYM NIE STRACIŁA SPRAWNOŚCI FIZYCZNEJ I WŁADZY W NOGACH, ALE KOGO TO KURWA OBCHODZI, ŻE MAM PROBLEMY Z KRĘGOSŁUPEM I MUSZĘ CHODZIĆ NA REHABILITACJĘ PRZEZ CO NIE MAM CZASU NAWET DLA MOJEGO CHŁOPAKA ? PIERDOLĘ TAKI BIZNES I BĘDĘ TRAKTOWAŁA WAS Z TAKIM SAMYM " SZACUNKIEM " JAK WY MNIE.

TERAZ DO RESZTY, KTÓRA POMIMO TEGO, ŻE ZAWALIŁAM CIERPLIWIE CZEKA NA ROZDZIAŁ :

POSTARAM SIĘ DODAĆ GO JUTRO, TAK SAMO JAK NADROBIĆ RESZTĘ.
WYBACZCIE. W ZESZŁYM ROKU ZAWALIŁAM SZKOŁĘ. W TYM DOSZŁY MI JESZCZE DOSYĆ POWAŻNE PROBLEMY ZE ZDROWIEM. JEŻELI NIE CHCECIE TEGO DALEJ CZYTAĆ, ZROZUMIEM. PRZEPRASZAM. NIE MAM GŁOWY DO PISANIA. NIE MAM WENY ANI OCHOTY.

/ HORANOWA.

Uwaga

Przepraszamy za zastój i brat notki o informacji o kolejnym rozdziale, ale w sumie same nie wiemy, kiedy się pojawi. Mamy w tej chwili naprawdę sporo na głowie, dużo się dzieje i cóż... Nie wyrabiamy ze wszystkim.
Jeszcze raz przepraszamy.

Edit: + naprawdę proszę przerwać te bezcelowe kłótnie między sobą pod poprzednim rozdziałem. :(

Obserwatorzy