środa, 26 lutego 2014

Rozdział 15 - What about a little chat?

Little Mix
- Perrie Edwards, Jesy Nelson, Jade Thirwall, Leigh-Anne Pinnock. Blondynka, dwie brunetki i jedna... No. Inna. Mają do dyspozycji jeszcze jakieś dwie laski, ale niewarte uwagi. - zauważyłam kpiący uśmieszek błąkający się po twarzy Mulata. - Co, jak co, ale są beznadziejne w te klocki, co zresztą potwierdziło sprawozdanie Louisa z Waszej akcji. Aż żałuję, że mnie tam nie było...
- Do rzeczy - Liam był na skraju wytrzymałości. Bał się, to oczywiste. Jego dziewczyna zniknęła, te baby chciały mnie w zamian, a ja nie mogłam w tym uczestniczyć.
- Mamy i plan, i przewagę - miałam dziwne wrażenie, że nie powinnam tam być - Mnie.
- Zayn, chyba twoja samoocena zbyt wzrosła - parsknął Niall, ale po chwili się uspokoił - Na poważnie, stary, nie rozumiem, co planujesz.
- W skrócie? - wszyscy pokiwali głowami, już lekko zniecierpliwieni. Sama chciałam wiedzieć. Chciałam żeby Sophia była już bezpieczna. - Któraś z nich wskoczy mi do łóżka, a ja wyciągnę z niej wszystko.

*** Oczami Harry'eggo ***

Otworzyłem szeroko usta, patrząc z niedowierzaniem na Zayna. Nie wiem, czy przeceniał swoje możliwości, czy głupotę tych dziewczyn. Jakby tego było mało, nie wiedzieliśmy kogo wybrał, i jak miał zamiar zrealizować choćby pierwszą część swojego planu, ale chyba czytał nam w myślach.
- Razem z Louisem już wiemy, jak to zrobimy, a jeśli idzie o dziewczynę... Blondynka. Biorę się za blondynkę. - spojrzałem kątem oka na Scarleth i zobaczyłem przerażenie w jej oczach. Nie dziwiłem się jej, sam czasami bałem się Malika. Podszedłem do mojej malutkiej Scar i objąłem ją, a ona oparła głowę na moim ramieniu i oddychała głęboko. Z powrotem przeniosłem wzrok na Mulata.
- Jesteś pewien? Pomyślałeś o tym, co się stanie, jeżeli się nie uda? O tym, co mogłoby stać się Sophii? - odetchnął głęboko i pokiwał głową. Nie uwierzyłem. - Bo jeżeli chcesz tylko poruchać, to dobrze Ci radzę, nie ją, bo jeżeli coś się stanie mojej Scar, czy Sophii przez twój jebany popęd, to przyrzekam, że Cię rozpierdolę.
- Też baw się dobrze, Styles - prychnął i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami, Louis został w środku. Patrzyłem na przerażonego Liama ze współczuciem i mocniej objąłem Scar. Pozostało nam czekać.

*** Oczami Zayn'a ***

Wszedłem do restauracji, powoli rozejrzałem się po wnętrzu i znalazłem interesujący mnie stolik. Musiałem przyznać, że miałem szczęście. Mój cel był sam. Szedłem powoli w jego kierunku, czułem się, jakbym polował. Dosiadłem się do stolika i uśmiechnąłem zalotnie w kierunku dziewczyny siedzącej już naprzeciw mnie. Niepewnie oddała uśmiech i zaczęła okręcać blond włosy dookoła palca udając, że na mnie nie patrzy. Skoda tylko, że widziałem jej ukradkowe spojrzenia. Przygryzłem dolną wargę i przeczesałem dłonią włosy.
- Jestem Zayn - powiedziałem cicho, a w moim głosie dodatkowo wybrzmiała chrypka, po czym ująłem bladą dłoń dziewczyny i delikatnie musnąłem ją ustami. Zadrżała, po czym odchrząknęła.
- Perrie. - odparła i upiła łyk wody. Ten prawie bordowy kolor szminki zdecydowanie jej nie pasował.
- Co powiesz na małą pogawędkę? - wzruszyła ramionami, a ja gestem przywołałem kelnera. Zjawił się prawie natychmiast.
- Poproszę butelkę najlepszego wina, jakie tu macie. Będziemy świętować - pytające spojrzenie Edwards sprawiło, że miałem ochotę skakać. Szło gładko. - Czuję, że dostałem obsadę twojego prywatnego ochroniarza? - mruknąłem i puściłem do niej oczko. Zabawnie podskoczyła i zaczęła klaskać w dłonie.
- Więc to ty! Spodziewałam się kogoś bardziej zwracającego uwagę, ale to dobrze. Jestem mile zaskoczona, naprawdę... Ach, mów mi Pezz. - pojawiło się wino. Czas rozpocząć fazę drugą. Podniosłem  kieliszek do góry i uniosłem delikatnie kąciki ust.
- Twoje zdrowie, Pezz.

***

Dochodziła 21, a dziewczyna była już nieźle wstawiona. Patrzyłem z uśmiechem na rumieńce na jej policzkach i problemy z mówieniem, gdy omawialiśmy sprawy "zawodowe". Dowiedziałem się tego, co było mi znane jeszcze przed spotkaniem, ale muszę przyznać, zaskoczyła mnie. Nikt jeszcze tak szybko nie wyjawił mi tylu szczegółów pracy gangu, nawet upity.
- Chyba muszę już iść - wzięła w dłoń kopertówkę i próbowała wstać, ale prawie wylądowała na ziemi. Prawie. Zdążyłem ją podtrzymać. Objęła moją szyję rękami, więc podniosłem ją, wcześniej kładąc na stoliku należność za wino i posiłek zamówiony w tak zwanym międzyczasie - Zanieś mnie do domu, dobrze? - wybełkotała, a gdy ze śmiechem się zgodziłem, podała mi adres. Byłem tak blisko...

***

Leżałem w jej łóżku, trzymałem ją w ramionach i oddychałem głęboko. Dochodziła 10 rano, a ona jeszcze nie wstała. Zastanawiałem się właśnie, czy nie szturchnąć jej łokciem, żeby ją obudzić, gdy jęknęła cicho i złapała się za głowę, a mnie trafił szlag. Dla mnie ta noc była o wiele cięższa. Dziewczyna przekręciła się i wbiła swoje niebieskie oczy w moje usta, jakby wszystko odtwarzając i uśmiechnęła się szeroko. Wow, tego się nie spodziewałem.
- Która godzina? - szepnęła, po czym głośno ziewnęła.
- Dziesiąta, skarbie - mruknąłem i pocałowałem ją w szyję. Podskoczyła jak oparzona i zaczęła miotać się po pokoju burząc porządek wszędzie, gdzie stanęła jej stopa - Jeżeli gdzieś ci się spieszy, to mogę cię odwieźć. Ale moim zdaniem nie ma się co spieszyć... - szybko wstałem z łóżka i złapałem ją w talii. - Z tego co mówiłaś, to jedna, tylko pozornie ważna dziewczyna, Sohpia, czy jak jej tam było... - stuknęła się w głowę i obróciła w moją stronę.
- Nie chodzi mi o nią. Mam specjalne plany wobec kogoś innego - w jej oczach pojawiła się dziwna iskra złości, połączonej z obłędem. Oparłem głowę na jej ramieniu. - Zabiję sukę. - mruknęła z entuzjazmem i pocałowała mój policzek. Wzdrygnąłem się.
- Kogo? - odsunąłem się i zacząłem naciągać na siebie jeansy, ale gdy usłyszałem odpowiedź, zamarłem.
- Pozbędę się pieprzonej Victorie Shade. - nie mogłem nic powiedzieć, nie mogłem oddychać, zakręciło mi się w głowie. To, kurwa, niemożliwe...




Tadaaaam! Przepraszam, że tyle czekaliście, ale nie wyrabiam się ze wszystkim, mam jeszcze szkołę, życie prywatne i czasami naprawdę ciężko to wszystko razem połączyć... Mam nadzieję, że się nie zawiedliście! Xx // Caroline

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 14 - Liam's hope

*** Oczami Scarleth***

- Jak to zniknęła ? 
- Nie wiem Scar. Dzwonił do mnie Liam i powiedział, że Sophia poszła do sklepu i nie wróciła przez kilka godzin. 
- Zostawisz mnie samą ? Boję się Hazz..
- Scarleth nikt nie wejdzie do domu i Cie z niego nie wyciągnie. Dom jest w kompletnej ochronie. Śpij dobrze ? Wrócę rano. - pocałował mnie szybko w usta i prawie wybiegł z domu. Wtuliłam głowę w poduszkę. Jego zapach rozniósł się w moich nozdrzach i pozwolił usnąć.

*** Oczami Harry'ego *** 

Przyjechałem pod dom Liama zaspany i zestresowany. Scar nie powinna zostawać teraz sama. 
- Masz jakiś pomysł Hazz ? - miłe powitanie. 
- Nie mam pojęcia.. Sądzę, że powinniśmy poczekać do rana bo teraz to i tak gówno zdziałamy. Jesteśmy zaspani, jest środek nocy. Na 100 % ukryły się w jakimś pieprzonym hotelu, albo coś. 
- Liam, Niall do rana szukacie po wszystkich hotelach. Rano ja i Hazz przejmiemy poszukiwania. 
- Dobra. Wracajcie pilnować Scar i El. - po co miałem tam kurwa jechać. Ja nie prosiłem go o pomoc kiedy zniknęła Scarleth Wszedłem do domu i coś chudego zawisło na mojej szyi. 
- Kochanie ? - spojrzałem na nią ze strachem. 
- Bałam się.. Wiem, że kazałeś mi spać, ale ja się bałam bo
- Rozumiem kochanie. Nie wiem po co Liam mnie ściągał. Chodź, położymy się spać. - już opuszczaliśmy hall kiedy coś uderzyło w drzwi wejściowe. 
- Idź szybko na górę i zamknij sypialnię. - wykonała moje polecenie, a ja wyjąłem broń i otworzyłem drzwi . Pusto. Już chciałem je zamknąć kiedy coś leżącego na wycieraczce przykuło moją uwagę. Koperta. Właściwie to list. Wziąłem go i dokładnie zamknąłem drzwi. Poszedłem na górę. 
- Scar kotku otwórz. - usłyszałem trzask zamka i po chwili Scar była w moich ramionach. - Zaczekaj moja królowo. - usiadłem na łóżku i rozerwałem kopertę. Były na niej moje dane osobowe. Dziwne. 



Nie czekałem ani sekundy. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Liama. 
- Harry ? 
- Liam przyjedź jak najszybciej. Chodzi o Sophię. - rozłączyłem się i wpatrywałem z niedowierzaniem w list. Dlaczego moja Scar, a nie Eleanor ? 
- Scar ? 
- Hmm ?
- Powiedz mi.. Czy ty wczoraj bardzo się awanturowałaś jak Cie porwały ? 
- Tej blondynce pieprznęłam ze trzy razy. A co  ? - wszystko jasne. El była spokojna, a Scar jak zwykle awantury. Westchnąłem i podałem jej list. Czytała go chyba z dziesięć razy z otwartymi ustami. 
- I co teraz ? - szepnęła przerażona. Przyciągnąłem ją do swojego ciała i pocałowałem w czoło. 
- Na pewno tam nie pójdziesz.. 
- Ale Sophia
- Scarleth czy ty próbujesz podważać moją decyzję ? 
- Nie Harry. Przepraszam.. - wpiłem sie w jej usta. Może jesteśmy kompletnie różni. Może nasze charaktery sobie zaprzeczają, ale ja wiem, że to ona jest kobietą, którą kocham. Nic i nikt tego nie zmieni.


*** Oczami Scarleth  *** 


Boję się. Byłam głupia stawiając się im. Teraz nie dadzą mi spokoju. Przeze mnie skrzywdzą Sophię. Stałam spokojnie wtulona w tors Harry'ego. Chciałabym mu sie postawić, ale nie mogę. Chciałabym pomóc Soph, ale bez jego zgody nie moge nawet wyjść do ogrodu. Zeszliśmy na dół i czekaliśmy na chłopaków. Kazał mi założyć swoją bluzę, a sam chodził bez koszulki. Cholera. Ma świetne ciało. Liam wparował do domu, a zaraz za nim zmachany Niall. Spojrzał na moje rany ze współczuciem, ale nic nie powiedział. Nie wolno mu. Harry bez słowa podał Liamowi list. Nastąpiła taka cholerna, niezręczna cisza. Brązowe oczy Liama skierowały się na mnie, a ja spuściłam głowę. Nie miałam odwagi na niego patrzeć. Nie odezwie się, ale jego spojrzenie może powiedzieć mi więcej. 
- Scarleth pomożesz mi prawda ? Uratujesz Sophię ?! - chłopak opadł obok mnie na kolana. Popatrzyłam na Harry'ego szukając w nim jakiegokolwiek wsparcia, ale on patrzył na Nialla. - Scarleth powiedz ! Pomożesz mi ? - kurwa co robić.. - Harry do cholery pozwól jej się odezwać ! - chłopak jęknął zasłaniając twarz dłońmi. Był na skraju wytrzymałości. 
- Scarleth tam nie pójdzie Liam. Chciała pomóc, ale ja na to nie pozwolę. To dla niej zbyt niebezpieczne.. - Harry powiedział to wolno. Starannie dobierał każde słowo, a ja poczułam łzy w kącikach oczu. 
- Chciałaś pomóc ? - Liam zwrócił sie do mnie, a ja skinęłam głową. 
- Dziękuję.. Rozumiem Harry'ego. Nic mi już nie zostało - do domu wparował Louis z Zaynem. 
- Mamy je. - warknął mulat rozkładając na stole masę papierów. Co się dzieje ?! 


Hej ! Jest i 14 rozdział ! <3 Jak wam się podoba ? Kocham Was bardzo <3 / Horanowa.;) 

czytasz = komentuj 

środa, 19 lutego 2014

Rozdział 13 - Be my Queen

*** Oczami Scarleth ***

- Co robimy dalej, Harry? - gdy padło to pytanie, twarz chłopaka wykrzywił grymas złości pomieszanej z obsesją. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Oderwał się na chwilę od opatrywania moich urazów. Jego wzrok spotkał moje oczy i po chwili pocałował mnie delikatnie w policzek. Bandażował moją dłoń skaleczoną przez obcasy tej pizdy. Mam ochotę połamać je i wsadzić w jej ogromną dupę. Syknęłam kiedy przyłożył do rozcięcia na mojej twarzy wacik ze spirytusem. Aż tak oberwałam?
- Gotowe... - nakleił ostatni plaster i zdjął mnie ze stołu. Powoli puściłam jego dłoń i usiadłam na kanapie obok El. Wpatrywałyśmy się w swoich mężczyzn, jak w obrazki. Gdyby nie Victorie, wolę nie myśleć, co by się z nami stało.
- Nie mam pojęcia, Lou. Ale z całą pewnością nie puścimy im tego płazem. Zadarły z niewłaściwymi osobami. Gdyby nie ta Victorie... - obrócili się twarzą do nas w tym samym momencie - Miałyście cholerne szczęście. Nie możemy dopuścić do tego, żeby to się jeszcze raz stało... - zauważyłam, że Styles nerwowo zerka w stronę Louisa, jakby czegoś oczekując, ale ostatecznie westchnął i przeczesał dłonią włosy - Nie wychodzicie z domu bez nas - zrobiłam wielkie oczy i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej samej chwili do domu wszedł Zayn z dziwnym spokojem, który wręcz od niego emanował. Oderwałam od niego wzrok i, znając konsekwencje, chciałam zacząć negocjować.
- Musimy przecież wychodzić, nie możemy siedzieć cały czas w zamknięciu - jęknęłam, ale gromiące spojrzenie Malika skutecznie zamknęło mi usta.
- Nie macie wyjścia - dodał, opierając się o framugę drzwi i wzruszył ramionami - Nasze jedyne źródło informacji wybiera się do L.A. Nie możemy ryzykować. - zapadła długa, pełna niepewności cisza, której nie przerywały nawet nasze oddechy.
- Wyjście jest jedno... - powiedział po dłuższej chwili Louis i spojrzał na Eleanor z taką czułością, że wręcz czuło się jego miłość.
- Wykończymy je, Scar - wyszeptał Hazz i już chwilę później zniknął w kuchni. Niewiele myśląc, poszłam jego śladem.

*** Oczami Harry'eggo ***

Poczułem, jak jej drobne ramiona oplatają się dookoła mojej talii i westchnąłem. Tak bardzo potrzebowałem teraz jej obecności...
- Harry - szepnęła i usiadła naprzeciwko mnie na blacie. Rozsunąłem jej nogi, żeby znaleźć się bliżej i ukryłem twarz w jej włosach. Zacisnęła mi dłonie na koszuli i głęboko oddychała. Moja malutka Scarleth - Wiesz, że nie obronisz mnie przed wszystkim? - zesztywniałem i odchyliłem się, żeby spojrzeć w jej oczy i zobaczyć w nich smutek. Moje serce zaczęło rozpadać się na miliony kawałków.
- Scar, proszę. Nie mogę znieść twojego smutku - zetknąłem nasze czoła i już po chwili wpiłem się w jej usta nie mogąc znieść tego małego dystansu między nami. Oddała pocałunek, ale była jakby w swoim świecie - Pozbędziemy się ich i wszystko będzie dobrze, tak? - uniosłem jej podbródek dłonią i spojrzałem jej głęboko w tęczówki - Bądź moją królową, Scar. - lekko zszokowana pokiwała głową nie spuszczając wzroku z moich ust.
- Będę nią, Hazz. Zostanę twoją królową.
- Wiesz o tym, że już nikomu nie pozwolę Cie skrzywdzić ? - odgarnąłem jej z buzi niesforny kosmyk.
- Wiem Harry. Przepraszam za to jak zachowywałam się wcześniej..
- Powinienem być bardziej wyrozumiały. Chodźmy do nich. - pocałowałem ją jeszcze raz i wziąłem na ręce.

***
Nieznośny dźwięk telefonu, który wyrwał mnie z głębokiego snu obudził też Scar, która leniwie podniosła głowę z mojej klatki piersiowej. Podniosła dużą, puchową poduszkę i schowała pod nią głowę. Komórka nie przestawała dzwonić.
- Odbierz to - jęknęła i szturchnęła mnie delikatnie łokciem. Złapałem się za bolącą głowę i zerknąłem na wyświetlacz, po czym odebrałem.
- Jesteś trupem, Payne - warknąłem, ale słysząc kolejne zdania, wypowiadane przez mojego przyjaciela, zamarłem - Zbieram się. Zadzwoń do reszty. - rozłączyłem się i zacząłem zakładać spodnie, ignorując pytające spojrzenie mojej królowej. Miałem już opuszczać pokój, ale w tym samym momencie padło pytanie, którego skutków się obawiałem.
- Co się dzieje, Harry? Dlaczego mnie zostawiasz? - musiałem na nie odpowiedzieć.
- Sophia zniknęła.



To ja, Caroline :) Oto i 13 rozdział. Chciałabym jeszcze tylko zaznaczyć, że naprawdę lubię tę hisotrię i odkąd czytałam jej blogi, zawsze chciałam współpracować z Horanową, a Wasze hejty i uwagi tego nie zmienią. Podkreślam, HEJTY. Na uzasadnione uwagi nt. mojego stylu pisania reaguję, wiadomo, każdemu zdarzają się błędy, potknięcia, a ja chcę je poprawiać. :) Dziękuję za przeczytanie i wsparcie udzielone mi pod poprzednim postem, C. Xx

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 12 - A chance

Razem z Lou i Zaynem wszedłem do ogromnego, sterylnego szpitala i wzdrygnąłem się lekko. Nigdy nie lubiłem takich miejsc. Skierowaliśmy się do recepcji, gdzie spotkaliśmy starszą, czarnoskórą kobietę.
Dr. Shade
- Dzień dobry, przyszedłem do doktor Shade, chciała się ze mną widzieć - podejrzliwe spojrzenie pielęgniarki nie wróżyło nic dobrego.
- Panowie we trzech chcą się udać do pani doktor, bo... - przy blacie pojawiła się drobna dziewczyna, nie wyglądająca na więcej, niż 20 lat - Oto i pani doktor. Panowie twierdzą, że byli z panią umówieni, we trójkę...
- Pani Kingsley, proszę wrócić do swoich zajęć - odparła chłodno tamta i wzrokiem omiotła karty przyjęć i westchnęła, po czym spojrzała na nas przepraszająco - Zapraszam do gabinetu, nie będę tutaj rozmawiać o tym, co was tu sprowadza - zaznaczyła, znacząco spoglądając na tłum ludzi, który z każdą chwilą się powiększał. Wjechaliśmy windą na samą górę budynku i stanęliśmy przed drzwiami gabinetu. Nie mam pojęcia, ile miała lat, ale tabliczka na jej drzwiach głosiła, iż była pediatrą, chirurgiem, ginekologiem i zajmowała się również seksuologią kliniczną. Dopiero teraz zrozumiałem, co miała na myśli tamta kobieta. Młoda pani doktor zajęła miejsce za biurkiem i jakby się zamyśliła.
- Więc? Kim jesteś i co wiesz o dziewczynach - może powiedziałem to zbyt ostrym tonem, ale nie mieliśmy zbyt dużo czasu. W ogóle nie wiedzieliśmy ile go mamy.
- Wiecie, jak się nazywam, więcej nie musicie wiedzieć. Widziałam dwie dziewczyny. Brunetkę i blondynkę... - otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zamilkła, jakby przetwarzając wszystko w głowie - Chcę, żebyście wiedzieli dwie rzeczy. Po pierwsze, zdaję sobie sprawę z tego, kim jesteście, a po drugie, nie jestem jedną z nich - byłem lekko zdziwiony, tak samo, jak Louis i Zayn.
- Nich?
- Little Mix. Naprawdę nie wiecie, kto na was poluje? - zdziwienie, które szybko zastąpiła profesjonalna obojętność sprawiło, że dziewczyna kontynuowała - Podałam im zastrzyki usypiające, ale wcześniej poprosiłam blondynkę o wpisanie mi jakiegokolwiek numeru telefonu, więc wpisała, jak się domyślam, pana - spojrzała mi prosto w oczy i kontynuowała - Zabiorą je gdzieś na obrzeża, może odrobinę dalej. Nie wiem gdzie dokładnie, ale spodziewam się, że będą to jakieś hotele, dobre hotele. Może i bawią się w grupę przestępczą, ale nie potrafią się odnaleźć w świecie innym, niż ten salonowy. Nie wiem, dlaczego to robią, ale nie możecie zwlekać, bo możecie stracić te dziewczyny. - Zayn, który do tej pory siedział cicho i lustrował ją wzrokiem, wreszcie się odezwał.
- Dlaczego w zasadzie chcesz pomóc nam, a nie im? W końcu, teoretycznie, jesteśmy siebie warci.
- To nie wy zabiliście całą moją rodzinę - powiedziała to ze stoickim spokojem, ale zauważyłem, że oczy jej się zeszkliły. Wiedziałem, że nie powinno się rozdrapywać takich ran.
- Wiesz, że gdy się dowiedzą, to cię zabiją? Dużo ryzykujesz - Zaza nie ustępował.
- Widziałam wielu ludzi, którym one i wy zrobiliście krzywdę. Każde życie ludzkie ma wartość, a jeżeli mogę poświęcić swoje, by uratować tamte dwa, gdy nic mi tu nie zostało? Naprawdę, ciężki wybór - jej zręcznie modulowany głos, gdy mówiła ostatnie zdanie, aż ociekał sarkazmem. Wstałem z krzesła i uścisnąłem jej drobną dłoń. Niepewnie oddała uścisk i spojrzała na Tomlinsona i Malika.
- Mam u ciebie dług, Victorie - wyczytałem jej imię z plakietki na jej kitlu uśmiechnąłem się w jej stronę - Chłopaki, idziemy - kątem oka zobaczyłem, że Zayn jeszcze nie wychodzi. Przymknąłem drzwi i wszedłem do windy z Louisem. Nie wiem, co planował Mulat, ale zawsze niebezpiecznie było mu przeszkadzać.

*** Oczami Zayna***
Patrzyła na mnie z takim strachem, że dosłownie czułem, jaką mam nad nią władzę. Przejechałem placem po mahoniowym blacie biurka i spojrzałem jej w oczy.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - nieufność, jaką do mnie miała zmieniła się teraz w obojętność.
- Wylecę do USA. Dwie godziny temu zarezerwowałam bilety na lot do Los Angeles, dostałam propozycję pracy w dobrym szpitalu. Może jednak uratuję więcej, niż te dwa życia... - spuściła wzrok i przygryzła wargę - Za dwie minuty zaczynam obchód, powinnam już iść. - gdy próbowała mnie wyminąć, złapałem ją za ramię i obróciłem przodem do siebie.
- Życzę ci wszystkiego dobrego, naprawdę - uśmiechnęła się do mnie ciepło i wyszła.

*** Oczami Harry'ego***

Byłem tak niewyobrażalnie wściekły. Moja malutka Scarleth. No, Eleanor też. Zabije te kurwy. Nikt nie ma prawa dotknąć naszych Directioners. Nikt.
- Harry. - Louis walnął mnie w ramię i głową pokazał mi gdzie mam patrzeć. Czarny van, sześć dziewczyn. Dwie z nich trzymały brunetkę, a dwie z nich próbowały wyciągnąć coś z samochodu.
- To jest El. - warknąłem do Louisa. W tej chwili blondynka stojąca przy samochodzie upadła na ziemię.
- Nie zniosę tego dłużej. - Louis wysiadł, a ja zaraz za nim. Biegliśmy w stronę samochodu. Na nasz widok blondynka zerwała się z ziemi i w końcu za włosy wyciągnęła z samochodu moją Scarleth.
- Puść ją zanim rozpieprzę Ci ryj o krawężnik. - warknąłem. Eleanor stała już przy boku Louisa, a tamte dwie zwijały się z bólu na ziemi.
- Nie boje się Ciebie.
- Chcesz dołączyć do koleżanek ? - zaśmiałem się cicho przyduszając przy swoim torsie dziewczynę z dziwnym kolorem włosów.
- Puść Jade. - warknęła na mnie.
- Puść Scarleth. - ta cała Jade już prawie mdlała. Zabawnie..
- Dobra. - puściła Scar, a ja tamtą. Dziewczyna upadła na ziemię szukając upragnionego powietrza. Blondynka klęknęła obok niej, ale złapałem ją za włosy i rzuciłem o drzwi furgonetki.
- Rada na przyszłość.. - patrzyłem jak osuwa się na ziemię - Directioners są nietykalne. Następnym razem nie będę taki miły. - kopnąłem blondynkę w brzuch i wziąłem Scar na ręce niosąc ją do samochodu.
- Boli Cie coś ? - zapytałem usadzając ją na przednim siedzeniu.
- Nie.. Jesteś na mnie zły ?
- Nie jestem na Ciebie zły. Cieszę się, że nic Ci nie jest i jesteś już bezpieczna. - wsiadłem na swoje miejsce i odjechałem z piskiem opon w chwili, w której z hotelu wybiegli ludzie, aby pomóc tamtym. To jeszcze nie koniec. Dotknęły i pobiły Scarleth. Mogą zamawiać sobie trumny. Zabawa się skończyła.


No hej :) 
Jest i 12 rozdział Irresistible( BLEEE ) haha :) 
Jak Wam się podoba ? 
Dzisiaj notka ode mnie nie będzie do końca miła bo powiem otwarcie. Jestem zawiedziona postawą niektórych osób. Serio ? Musicie hejtować Caroline ? Co Wam to daje ? Jeżeli macie coś do niej to na serio zachowajcie dla siebie, a nie piszcie tego na moim blogu. Chcecie hejtować ją, a dotyka to mnie. Jeżeli hejtowanie Caroline będzie się powtarzało to WSZYSTKIE moje blogi zostaną usunięte. I do autora komentarza o treści " Nie umiesz pisać, ja chcę Horanową " .. gdyby nie umiała pisać to by jej tutaj nie było. Karolinko dziękuję Ci za cudowny 11 rozdział :) 13 należy do Ciebie. Kocham Was wszystkich . / Horanowa.:)


CZYTASZ = KOMENTUJ 

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 11 - Danger

W normalnych okolicznościach zaczęłabym się śmiać z tonu głosu tej, która mówiła, ale słyszałam, że przeładowano więcej niż jedną broń, więc milczałam. Gdy próbowałam się obrócić zostałam popchnięta do przodu, upadłam na kolana, zdzierając sobie przy okazji skórę po wewnętrznej stronie dłoni. Kątem oka zobaczyłam, jak Eleanor schylała się, żeby mi pomóc, ale w jednej chwili leżała na ziemi nieprzytomna. Przeraziłam się nie na żarty i szybko obróciłam w stronę dziewczyny, nie zważając na ostrzeżenia.
- Ja rozumiem, że można nie wiedzieć, jak działać w tym fachu, ale zadzierać z One Direction i jeszcze krzywdzić ich dziewczyny, jesteś nienormalna? - warknęłam do blondynki, która słysząc moje słowa dziwnie wykrzywiła twarz. Po chwili zza jej pleców wyszła wysoka brunetka o ciemnej karnacji.
- Pakujmy je do auta, nie możemy zwlekać. Może któryś z tych zaborczych idiotów zechce je skontrolować. Bierzesz tą przytomną, Pezz.
- Policzę się z tobą w środku - warknęła mi do ucha tamta, gdy szarpnęła mnie za przedramię, żeby postawić mnie na ziemi i wciągnąć na tyły dużej furgonetki. El już tam leżała, ja zostałam posadzona na podłodze i związano mi ręce.
- Czego wy w zasadzie chcecie? - zapytałam, spoglądając na dziewczynę o włosach w kolorze fuksji (z tego, co wcześniej mówiły tamte, nazywała się Jade), starając się unikać pustej blondyny. Ta druga spojrzała na mnie chłodno i nie odpowiedziała, jej usta zwęziły się w jedną, cienką linię. Zrezygnowałam z zadawania dalszych pytań. W końcu i tak nie otrzymałabym odpowiedzi.
* * *
Nie powiedziałam nic, kiedy zostałam "przypadkiem" nadepnięta obcasem jednej z dziewczyn. Nawet nie pisnęłam, gdy po raz setny zostałam uderzona w głowę, ale kiedy auto gwałtownie zahamowało, a ja upadłam, uderzając głową o przyciemnianą szybę, nie wytrzymałam.
- Jeżeli jeszcze raz poczuję ból, to przyrzekam, że osobiście dopilnuję tego, żeby po tej całej akcji to was bolało bardziej, niż mnie - blondynka podeszła do mnie w momencie, gdy drzwi się otworzyły. Skorzystałam z tego, że akurat się nade mną pochylała i kopnęłam ją w twarz.
Straciła równowagę i uderzyła plecami o tylne drzwi furgonetki. Uśmiechnęłam się pod nosem, miałam cichą nadzieję, że złamałam jej nos.
- Zabiję cię, szmato - warknęła i próbowała się na mnie rzucić, ale została powstrzymana drobną, bladą dłonią. Zza pleców tej całej Pezz wyłoniła się drobna brunetka ubrana w biały kitel, w wolnej dłoni trzymała apteczkę. Gestem wyprosiła te samobójczynie, które nas porwały i uklękła przy Eleanor i wstrzyknęła jej jakiś płyn do żyły. Gdy El znów zamknęła oczy, lekarka przeniosła swój wzrok na mnie. Cofnęłam się jak najdalej mogłam. A wyglądała tak młodo i niewinnie. Gdy niepewnie i ze strachem spojrzała na stronę drzwi auta i podała mi swój telefon, nie wiedziałam, w co gra. Spojrzałam na nią pytająco.
"A wyglądała tak młodo i niewinnie."
- Wpisz tu numer jakiejkolwiek osoby, której ufasz - mówiła ledwie słyszalnym szeptem - Powiadomię tego kogoś, co się z wami dzieje. Masz prawo mi nie ufać, ale nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało - gdy wzięła w dłoń kolejną strzykawkę prawie upuściłam telefon, ale jej ciepły dotyk w pewnym sensie mnie uspokoił - Jeżeli wpisałaś już numer za chwilę podam ci zastrzyk, który uśpi cię na kilka godzin. Kiedy się obudzisz, ta osoba będzie wiedziała, gdzie cię szukać - jej niebieskie, wpadające w szare, oczy przewiercały mnie na wylot, nie dostrzegłam w nich kłamstwa. Szybko wpisałam numer Hazzy i oddałam jej telefon.
- Ufam ci - szepnęłam i wyciągnęłam w jej stronę lewą dłoń. Uśmiechnęła się ciepło w moją stronę i wbiła igłę w żyłę. Syknęłam i zamknęłam oczy, ale do głowy przyszło mi jeszcze jedno pytanie - Jak się nazywasz?
- Victorie Shade. Nie bój się. Niedługo będziesz bezpieczna.

***Oczami Harry'eggo***
Od trzech, pieprzonych godzin wychodzę z siebie. Ani El, ani Scar nie odbierają telefonów. Louis zresztą nie jest mniej zaniepokojony. Siedzimy razem w moim salonie i z nerwów nie jesteśmy w stanie nawet się do siebie odezwać. Przysięgam, że jak Scar tu wróci, będzie mnie błagać na kolanach o wybaczenie. Ciszę przerywa telefon, który niepewnie odbieram, numer był nieznany. Widząc pełne nadziei spojrzenie Louisa włączyłem głośnomówiący.
- Harry Styles, słucham.
- Dziewczyna, która ci ufa, podała mi ten numer. Nie mam dużo czasu, pracuję w szpitalu w centrum miasta, pytaj o doktor Shade... - przerwałem dziewczynie wpół zdania.
- Co się dzieje i kim, do kurwy nędzy, jesteś, że uważasz, że cię posłucham? Co się z nimi dzieje? - jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałem.
- Nie masz pojęcia, co grozi tym dziewczynom.





Uf, mój pierwszy wpis na tym blogu za mną. Nie mam pojęcia, czy Wam się spodoba, ale mam cichą nadzieję, że podobnie jak ja, wkręcicie się w tą historię. Jestem ogromnie wdzięczna Horanowej za szansę, jaką mi dała. Każdy jej blog czytałam (i wciąż czytam) z nie mniejszym zainteresowaniem, niż na początku. Pisać tak, jak pisze ona, jest prawie niemożliwe. Cóż, dziękuję za przeczytanie! // Caroline xoxo

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 10 - Happily

Rano obudziłam się przez okropny ból w dolnych partiach brzucha. Poszłam do łazienki i moje obawy się potwierdziły. Znalazłam w torebce podpaskę i poszłam obudzić Harry'ego.
- Hazz.. - pogłaskałam go po policzku, a on mocno uderzył mnie w rękę. - Pojebało Cie ?! Ała..
- To, że śpię nie znaczy, że masz się tak do mnie odzywać. - mruknął otwierając oczy.
- Nie musisz też mnie bić. Zabolało.
- Nie marudź.
- Harry musisz mi pomóc..
- Co jest ? - usiadł na łóżku i wyciągnął do mnie rękę.
- Muszę do sklepu.
- Kurwa i to nie mogło poczekać ?
- Nie.. bo mnie boli i
- Więcej nie chcę wiedzieć. Ubierz się. - wstał z łóżka i wciągnął swoje czarne rurki, a ja udałam się do wielkiej garderoby. Wybrałam ubranie i wróciłam do Harry'ego.
- Żeby było jasne Scar. To, że masz okres nie znaczy, że będę znosił Twoje humory, zrozumiano ?!
- Co Ci jest ? Wstałeś lewą nogą ? - przytuliłam się do niego.
- Obudziłaś mnie. Muszę się trochę wyżyć. Dawaj buziaka. - ujął moją twarz w dłonie i namiętnie wpił się w moje usta.  - Chodź. - wziął mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Jechaliśmy w ciszy Londynem, aż dotarł do centrum handlowego.
- Scar wchodzimy, bierzemy co potrzebne i wychodzimy.
- Dlaczego ?
- Dużo policji. Szukają Cie.
- Co ?! Może pójdziesz sam ?
- Co potrzebujesz ?
- Podpaski  i środki przeciwbólowe.
- Zamknij drzwi i czekaj tutaj. Zaraz wrócę dobrze ? - pocałował mnie w policzek i wysiadł. Zamknęłam drzwi i śpiewałam sobie cicho razem z radiem

That's all I'm thinking about 
All I keep thinking about 
Everything else just fades away 
If this room was burning 
I wouldn't even notice it 
'Cause you have been taking up my mind 
With your little white lies 




- Scarleth.
- Co ? 
- Czy ty wiesz ile tego gówna tam jest ? Kolorowe, zapachowe, grubsze, cieńsze, dłuższe, krótsze. Zestresowałem się !
- I które wziąłeś ? 
- Wszystkie ! - wybuchnęłam śmiechem. 
- Dziękuję. - ciągle się śmiałam. 
- To nie jest śmieszne ! To tak jakby ja powiedział Ci, że masz mi kupić kondomy! I co wtedy ? Jakie byś wzięła ?!
- No pewnie największe. - uśmiechnęłam się w odpowiedzi na rumieniec zalewający jego policzki. 
- Wiesz Scar zawsze możesz się przekonać.. 
- lalalal nie słucham Cie ! - zaśmiał się i odjechał w stronę domu. 
- Co chciałabyś dzisiaj robić ? 
- Posiedzieć w domu tylko z Tobą, pooglądać jakieś filmy, zjeść kolację. 
- Którą zrobię ja bo ty nie umiesz. 
- A może zamiast się ze mnie śmiać to byś mnie czegoś nauczył ? 
- Ciebie ? Masz coś co jest możliwe do zrobienia kochanie ? - dźgnęłam go w żebra powodując u niego radosny śmiech. 
- Wiesz, że jesteś cudowna ? 
- Wiem. - wysiedliśmy z samochodu. Kolejny raz wybuchnęłam śmiechem patrząc jak niesie te ogromne torby. Ten dzień był dziwnie spokojny. Dlatego następnego wszystko musiało się zepsuć. 


*** Oczami Harry'ego ***
* następny dzień* 

Staram  się być wyrozumiały na te jej humory, ale po prostu nie mogę. Szlag mnie trafia. Po kolejnej awanturze zrezygnowany zadzwoniłem po Eleanor, żeby ją gdzieś zabrała bo mnie już szlag trafił. 
- Scarleth. - warknąłem na nią. 
- Co ?! - zeszła na dół wściekła jak osa. 
- Eleanor zabierze Cie na zakupy. Masz tutaj 2000 funtów. Kup sobie co chcesz tylko ostrzegam. Zrób mi wstyd albo coś wykombinuj, a Cie zapierdole. 
- Dzięki, ale nie. 
- Ja się Ciebie nie pytam. Mam Cie przełożyć przez kolano i zlać jak dzieciaka ?!
- Nie. - wzięła ode mnie pieniądze i poszła się wyszykować. 

*** Oczami Scarleth ***

Nie jestem w najlepszej kondycji. Wręcz w bardzo złej kondycji. Wszystko mnie boli i drażni. 
- Scarli ?! - El. Tylko ona nazywa mnie w ten debilny sposób. Zeszłam na dół. 
- Baw się dobrze kochanie. - Harry podszedł do mnie i nachylił się do pocałunku, a ja automatycznie musnęłam jego usta. Wyszłyśmy przed dom w kompletnej ciszy. 
- Co ty okres masz ? - Eleanor chciała zażartować. 
- No. - jej mina bezcenna. Lubie ją, ale dzisiaj mnie wkurza. Jak wszystko i wszyscy. Jechałyśmy jej samochodem w stronę centrum handlowego. 
- Scarleth rozchmurz się.. ! Musisz mi pomóc znaleźć sukienkę na chrzciny siostry i brata Louisa. 
- Okej okej.. Przepraszam. - przytuliłam ją krótko. 
- Nie sądzę, żeby ta sukienka Ci się przydała. - usłyszałyśmy przeładowanie broni i stanęłyśmy jak wryte. 
- Oto i cudowne Directioners - zakpiła inna dziewczyna. Co się kurwa dzieje ?! 


No więc hej ! :) Wiem, że dawno nie dodawałam i przepraszam, ale miałam trudną sytuację w domu. Chcę Was poinformować, że Irresistible będzie tworzyła ze mną Caroline czy adminka z Directioners From Poland :) Następny rozdział napisze dla Was ona. Żeby było jasne to nie jest tak, że ja nie mam pomysłu czy coś. Po prostu podoba mi się to jak ona pisze i chciałyśmy napisać coś razem, a ja nie jestem w stanie prowadzić 4 blogów :) 
Jak możecie to polajkujcie też naszą nową stronkę https://www.facebook.com/pages/Cara-Barbara-Poland/1464836270395820

Kocham Was bardzo <3 / Horanowa.:)

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 9 - Punishment

Zaczęłam drżeć ze strachu. Pokręcił tylko głową i otworzył mi drzwi do samochodu. Wsiadłam potulnie do środka rozumiejąc swój błąd. Wsiadł do samochodu.
- Harry ja
- Milcz.
- Ale
- Milcz ! - spuściłam głowę już bliska płaczu. Jechał bardzo szybko nie zwracając na mnie uwagi. Zaparkował pod domem i zaprowadził mnie do środka.
- Słuchaj kochanie ! Co to miało być ?! - zaczął na mnie tak bardzo krzyczeć.
- Ja.. Ja nie chciałam, żebyś go zabił.. Żebyś potem żył z tą świadomością, że
- Wiesz co jak na mój gust to zrobiłaś to dlatego, żeby się mnie później nie bać.
- Masz rację Hazz. Przepraszam. Nie chciałam Cie zezłościć.
- Jak ja mam Cie ukarać ?
- Nie musisz, ja już wyciągnęłam wnioski.
- Muszę Doll. Jeszcze nie zrozumiałaś ?
- Harry ale..
- Daj spokój. Na kolana.
- Po co ?
- Zgadnij. - rozpiął swoje spodnie.
- Chcesz mnie ukarać czy skrzywdzić ?! - podniósł mnie za przedramię i spojrzał głęboko w oczy. Moje wyrażały tylko strach.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie kochanie. Właśnie teraz dostajesz ode mnie ostatnią szansę. Pilnuj zasad albo wylądujesz na kolanach. Rozumiesz ?!
- Rozumiem. - przeniósł swoją dłoń na mój kark i mocno wpił w moje usta.
- Nie chcę Cie skrzywdzić Scar. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Dlatego proszę. Przestrzegaj tych cholernych zasad ! - pokiwałam tylko głową. Nie chcę widzieć go takiego agresywnego .
- Mogę się do Ciebie przytulić ? - szepnęłam cicho .
- Oczywiście kochanie.. - zamknął mnie w swoich ramionach. Usiedliśmy na kanapie, a ja przytulałam się do niego jak pojebana tylko po to, żeby nie wpadł w szał kolejny raz.Usnęłam na kanapie otulona jego zapachem. Obudziłam się koło 3 przez cholerne pragnienie. Harry'ego nie było obok mnie. Zeszłam po cichu na dół i udałam się do kuchni.
- Scar ? - odwróciłam się i zobaczyłam go w tej idealnie białej koszuli.
- Nie mogłam spać.. Chciało mi się pić. Przepraszam. Już idę do łóżka.
- Kochanie.. chodź do mnie.. - podeszłam do niego i oparłam się brodą o jego tors. Poczułam alkohol.
- Piłeś ?
- Piłem.
- Dlaczego ?
- Bo mnie nie kochasz..
- Ja nie potrafię kochać.
- Co mam zrobić, żebyś mnie pokochała ?
- Nie wiem.. Po prostu.. kochaj mnie.
- Jestem taki że mogłabyś mnie kochać ?
-  Bez tych zasad byłoby lepiej..
- Zasady są po to, żeby uniknąć tych głupich kłótni. Kochanie.. proszę zaufaj mi. Nie skrzywdzę Cie. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa dobrze ?
- Dobrze.
- Chciałabyś żebym Cie gdzieś zabrał ?
- Nie.. Chcę zostać w domu. Jest środek nocy.
- Miałem na myśli jakieś wakacje ?
- Nie. Nie chcę Cie naciągać na koszty.
- To dla mnie nic. Zabiorę Cie gdzie chcesz. Hawaje ?
- Skąd wiedziałeś ?! Zawsze o tym marzyłam !
- Zgadywałem ! Dasz mi buziaka ? - bez namysłu wpiłam się w jego pełne wargi. Kocham ich smak.. Delikatnie cmoknął moje usta i odgarnął mi z twarzy niesforny kosmyk.
- Kocham Cie Scarleth.. - jego słowa tak bardzo wstrząsnęły moim ciałem.
- Na prawdę ?
- Tak. Cieszę się, że tutaj jesteś i zrobię wszystko żebyś nie odeszła. - kolejny raz go pocałowałam. Nie liczyło się już nikt i nic. Tylko on i jego usta.
- Harry ?
- Hmm ? - pocierał swoim nosem o mój .
- Chyba się w Tobie zakochuję.
- Na prawdę ?
- Tak.
- Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. - wział mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położyliśmy się na łóżku i przytulaliśmy się do białego rana.



Hej misie wiem, że rozdział bardzo krótki, ale chwilowo nie mam czasu na nic dłuższego. Przepraszam. Po niedzieli postaram się dodać coś dłuższego. Kocham Was. / Horanowa.;) 

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 8 - Discipline

Siedziałam cichutko w samochodzie, a on spokojnie kierował. Nie chcę robić problemów Nie chcę go zezłościć bo jeszcze mnie wyrzuci i będę musiała wrócić do ojca.
- Scar wszystko dobrze ?
- Tak.
- Jesteś strasznie przygaszona.
- To nic.
- Co się dzieje ? Moim obowiązkiem jest to, żebyś czuła się dobrze.
- Wszystko jest dobrze Hazz.
- Na pewno ?
- Tak. -  położył dłoń na moim udzie i kontynuował naszą podróż po zakorkowanym Londynie. Niedługo później zaparkował pod całkiem ładnym domem w centrum miasta. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Wziął mnie za rękę i poprowadził do środka. Czułam się spięta.  Dobrze, że Eleanor tam będzie.. Puścił mnie przodem, a potem zaprowadził do salonu. Zobaczyłam El, jej chłopaka i  jakiegoś kolesia, którego nie znam.
- Gdzie reszta ? - mruknął Harry podając im dłoń.
- Jeszcze ich nie ma.
- Harry czy mogłabym zabrać Scarleth na spacer po ogrodzie ? Jest piękny. Sądzę, że powinna go zobaczyć
- Louis ? - Hazz spojrzał na chłopaka siedzącego przy Eleanor.
- Pozwoliłem El iść ze Scarleth. Jeżeli nie masz nic przeciwko.
- Idź kochanie..- pocałował mnie krótko, a El wyciągnęła do mnie rękę. Wyszłyśmy do przepięknego ogrodu.
- El..
- Hm ?
- Dziękuję.
- Za co ?
- Za to, że mnie wyciągnęłaś z  tego pokoju. Czułam się cholernie źle.
-Niall ma straszne wyrzuty za to, że Cie uderzył.
 - Nic wielkiego mi się nie stało.
- Ale on jest bardzo delikatny.
- Dziewczyny ! - odwróciłam się i zobaczyłam piękną brunetkę pędzącą w naszą stronę. Cmoknęła El w policzek, a potem to samo zrobiła ze mną.
- Jestem Sophia.
- Scarleth.
- Wiem, wiem. Harry i Louis każą wracać. - jak automaty ruszyłyśmy w stronę domu. Hazz wyciągnął  do mnie dłoń i kazał zając miejsce na swoich kolanach. Popatrzyłam na El i Soph. Obie miały głowy spuszczone więc zrobiłam to samo.
- Harry.. - usłyszałam znajomy głos.
- No ?
- Czy w drodze wyjątku mógłbym odezwać się do Scarleth ? Mam wyrzuty sumienia.. No wiesz..
- Możesz.. Scar możesz mu odpowiedzieć.
- Scarleth przepraszam, że Cie wtedy uderzyłem. Nie sądziłem, że sprawy się tak potoczą. Jesteś skłonna mi wybaczyć?
- Tak. Nic się nie stało.
- Ulga.. - siedziałam ze spuszczoną głową ze trzy godziny. Aż rozbolał mnie kark.. Ała. Plecy też mnie bolą.
- Harry.. - szepnęłam.
- Hm ?
- Mogę iść do łazienki ? Wszystko mi ścierpło !
- Pójdę z Tobą. - podniosłam się z jego kolan, a wszystkie moje kości strzeliły. Usłyszałam za moimi plecami chichot Harry'ego kiedy ciągnął mnie korytarzem.
- No co ? - mruknęłam do niego.
- Aż tak jest Ci niewygodnie ?
- No..
- Nie mogłaś powiedzieć wcześniej.. ?
- Było napisane " w nagłych i ważnych przypadkach " jak zaczęło boleć to powiedziałam. - otworzył mi drzwi do łazienki, a ja jak robot weszłam do środka. Ku mojemu zaskoczeniu nie poszedł za mną. Zrobiłam co miałam zrobić i wyszłam.
- Chcesz wrócić do domu ?
- Decyzja nalezy do Ciebie Harry.
- Ale chcesz ?
- Chciałabym.
- Więc chodź. - wziął mnie za rękę i sprowadził na dół.
- My już idziemy. - powiedział cicho. Eleanor pomachała mi, a ja uśmiechnęłam się w jej stronę. Harry zaprowadził mnie do samochodu. - Dokąd chciałabyś jechać ?
- Nie wiem. Może
- Kotku, tylko żartowałem. I tak ja zadecyduję. - zaparkował pod jakimś barem i otworzył dla mnie drzwi.- Najlepsze kebaby w całym Londynie.
- Super.. - poprowadził mnie za rękę do środka. Zajęliśmy jakiś stolik i zamówiliśmy kebaby.
- Scar, pójdę do łazienki. Nie ruszaj się stąd okej?
- Okej. - cmoknął mnie przelotnie w usta i zniknął za drewnianymi drzwiami. Piłam pepsi i zajadałam kebaba.
- Taka lalunia sama ? - ignoruj Scar. - Odpowiadaj jak do Ciebie mówię ! - złapał mnie za przedramię, a ja odwróciłam się już mocno wkurzona.
- Wiesz kim ja jestem ?! - warknęłam na niego.
- Hmm.. suczką ?!
- Jestem Directioner ! - z jego gęby zszedł ten głupi uśmiech, a na mojej twarzy pojawił się kiedy zobaczyłam Harry'ego. Podszedł powoli, a w barze nastała kompletna cisza. Wyciągnął do mnie rękę i następnie ukrył mnie za swoimi plecami. Wszystkie oczy w barze wlepione były w Harry'ego.
- Dotknął Cie ? - mruknął do mnie, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Doll, idź do samochodu.  - wcisnął mi w rękę kluczyki. Cholera.. co robić.. co robić.. Poszłam do samochodu, bo nie chciałam aby jego złość uderzyła we mnie. Siedziałam trzęsąc się z zimna i strachu. Obserwowałam nerwowo drzwi budynku czekając aż wyjdzie Harry, ale zamiast tego chwilę później drzwi wyleciały z hukiem, a przez nie wyleciał ten koleś. Harry podszedł do niego i przyłożył mu broń do skroni. Ukryłam twarz w dłoniach nie mogąc na to dłużej patrzeć..
- Hazz.. -  jęknęłam wysiadając z samochodu. Co ja zrobiłam ?! Wstał z niego i wściekły podszedł do mnie. Nasze twarze dzieliły milimetry.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 7 - Hi. I'm Eleanor.

Patrzyłam na niego lekko przerażona, a on leniwie gładził mój policzek opuszkami palców.
- Zabiłbyś mnie ? - jęknęłam.
- Nie bój się Scar. Nic Ci nie grozi. Chodźmy już spać. - chciałam jeszcze posiedzieć w gorącej wodzie, ale nie mogłam tego powiedzieć. Kazał mi iść. Muszę. Wziął ręcznik i rozłożył go na szerokość ramion. No nie pierdol, że ja mam do niego iść nago.- Scarleth czekam. - w życiu nie czułam sie tak poniżona. Najszybciej jak to możliwe podeszłam do niego, a on owinął mnie ręcznikiem. Wtuliłam się w jego tors unikając jeszcze większego poniżenia. - Masz piękne ciało. Dlaczego się wstydzisz ? - uniósł mój podbródek i zmusił mnie bym spojrzała w szmaragdowe fale jego oczu.
- Bo ja.. nigdy nikt nie..
- Ciii.. Przepraszam. Nie powinienem Cie zmuszać do takich rzeczy. Po prostu nie wiedziałem.
- Jest okej. - kołysał mną delikatnie aż w końcu musnął moje usta.
- Czekam na Ciebie w sypialni. - pocałował mnie jeszcze raz i wyszedł. Wciągnęłam na siebie szybko ubrania i poszłam do sypialni. Uśmiechnął się do mnie i odchylił kołdrę zapraszając mnie. Zajęłam przy nim miejsce delikatnie sie w niego wtulając.
- Jesteś moja. Pamiętaj o tym. - szepnął i pocałował mnie w czoło. To takie dziwne. Przecież on mnie porwał. Pomimo tego, że spałam w jego biurze byłam cholernie zmęczona. Może dlatego, że mój charakter został kompletnie zgaszony..Usnęłam sobie wtulona w jego loczki. Kiedy obudziłam się rano łóżko było puste. Zeszłam na dół w poszukiwaniu Harry'ego, ale znalazłam tylko wysoką brunetkę.
- Umm.. cześć..
- Cześć Scarleth. Jestem Eleanor. - kiedy odwróciła się w moją stronę to ją poznałam. Była w centrum. Na jej szyi było pełno śladów po ugryzieniach.. Będę wyglądała tak samo ?
- Skąd znasz moje imię ?
- Louis mi powiedział. Louis to mój pan i najlepszy przyjaciel Harry'ego.
- Co tu robisz ?
- Umm.. Właściwie to ja..
- Znaczy.. Ja nie chciałam, żeby to zabrzmiało chamsko.
- Spoko. Jestem tu, żeby Ci pomóc.
- Jak ?
- Scarleth, jesteś trzecią Directioner. Ja byłam pierwsza, potem była Sophia. Ja byłam bita, tak samo jak Soph. Chce Cie przed tym ochronić. Znasz zasady ?
- Znam.
- Harry jest najdelikatniejszy z całej piątki. Wątpię, żeby Cie uderzył. Po prostu słuchaj się go. Na poczatku będziesz czuła się jak ścierwo. Ale potem zrozumiesz, że on robi to wszystko z miłości. Chorej, ale miłości.
- Ale on nawet mnie nie zna..
- To nie stoi na przeszkodzie miłości. Harry to naprawdę cudowny chłopak. Tylko z nim mogę rozmawiać.
- Ja mogę tylko z Harrym.
- Z czasem pewnie będziesz  mogła z Lou i Niallerem.
- To ten blondyn ?
- Ten co Cie uderzył.
- Skąd ty to wszystko wiesz ?
- Sama się dzisiaj dowiesz ?
- Jak ?
- Jest spotkanie gangu. Muszę uciekać bo pewnie Harry zaraz tutaj będzie. Lepiej, żeby Louis i Hazz nie dowiedzieli się o tej rozmowie. Do zobaczenia Scar. - cmoknęła mnie w policzek i wyszła. Poszłam pod szybki prysznic, a potem do mojej ulubionej garderoby. Przybyło tuta ciuchów. Wybrałam http://anmblog.typepad.com/.a/6a00d8341c565553ef017ee574e71e970d-800wi i zeszłam na dół.
- Scar kochanie.. - usłyszałam zamykane drzwi. Poszłam tam i zobaczyłam Harry'ego. Trzymał na rękach malutkiego pieska.
- Cześć. - cmoknął mnie w usta - Kto to ? - wskazałam na szczeniaczka.
- Twój nowy przyjaciel. Stwierdziłem, że trochę źle będziesz sie czuła sama w wielkim domu, więc kupiłem Ci psa. - podał mi go.
- Dziękuję Ci.. Jak mam dać mu na imię ? - poszedł za mną do salonu. Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Kochanie tak szybko się uczysz. Jestem z Ciebie bardzo dumny ! - znów mnie pocałował. O co mu chodzi ? A. Jeden błąd wypowiedzi, a on ma tyle radochy. Ech..
- Dziękuję..
- Możesz sama wybrać imię.
- Hmm.. Może Killer ? No wiesz, nawet wygląda. - wybuchnął śmiechem na moje określenie małej chihuahuy ( cziłały ).
- Świetne imię. Jadłaś śniadanie ?
- Nie.. Nie zdążyłam.
- Chodź.. Zrobię Ci coś. - pociągnął mnie za rękę do kuchni i posadził na blacie. Piesek lizał mnie po dłoni, a ja głaskałam go delikatnie. - Jajka z bekonem gotowe. Chodź. - zaniósł mój talerz do jadalni i postawił na ziemi pieska.
- Dziękuje.
- Dzisiaj pójdziemy do Zayna. Załóż jakąś sukienkę. - kiedy skończyłam wziął mój talerz i zaniósł do zlewu, a ja poszłam na górę.Wybrałam z szafy jedną z sukienek i zrobiłam delikatny makijaż. Niedługo później wróciłam do Hazza.
- Wyglądasz znakomicie. Chodźmy. - wziął mnie za rękę. Trochę się stresuje. Pamiętaj o zasadach Scarleth.

Obserwatorzy